A tak ze zwycięstwa w Pucharze CEV cieszyła się wczoraj Skra Bełchatów

Wszyscy kochają Stephana Antigę.

Całą siatkarską Polskę elektryzował wczorajszego wieczoru bratobójczy pojedynek Jastrzębskiego i Resovii w Lidze Mistrzów, ale nieco późniejszą godziną swoją potyczkę w europejskich pucharach toczyła jeszcze jedna polska drużyna. Skra Bełchatów wybrała się do niemieckiego Friedrichshafen by rozpocząć walkę o półfinał Pucharu CEV.

Tego, że łatwo nie będzie można było spodziewać się jeszcze przed meczem, VfB to przecież żadne leszcze, a sprawdzona europejska marka, swoje męki przechodziła z nimi w tym sezonie Ligi Mistrzów chociażby Zaksa Kędzierzyn Koźle. Wszystkie te obawy potwierdziły się już w pierwszym secie wczorajszego pojedynku, w którym Skra zupełnie nie mogła odnaleźć się na boisku, zawodził nawet as ataku Mariusz Wlazły i skończyło się na secie przegranym do 17.

Transmisji telewizyjnej (jak wiadomo) nie było, sądząc po wyniku możemy sobie jednak wyobrazić, że ani nie był to wielki mecz w wykonaniu Skry, ani pasjonujące widowisko sportowe w ogóle. Kolejny sety drużyny wygrywały na zmianę raczej pewnie, a w tie - breaku po stronie Bełchatowian było doświadczenie i charakter, które pozwalało pokonać co raz częściej mylących się gospodarzy. Dwa punkty to solidna zaliczka przed rewanżem, półfinał co raz bliżej!

embed

Zaraz, zaraz, coś tu (mimo starać Zatorskiego) za mało złotego na zdjęciu. Czyżby, Karolu, ostre cięcie?

embed

[fot.facebook.com/pge.skra.belchatow]

Więcej o: