"Może ktoś powinien uderzyć go w twarz", czyli o GP Monako słów kilka

Dwie i pół godziny ścigania, trzy wyjazdy samochodu bezpieczeństwa, jedna czerwona flaga oraz jeden Sergio Perez - cóż to był za wyścig!

GP Monako to wyścig wyjątkowy, ale często, jak to na torach ulicznych bywa, o ile na starcie nie przydarzą się żadne trzęsienia ziemi albo Mark Webber, samochody przez resztę wyścigu jadą sobie sznureczkiem do mety. Tym razem start był wyjątkowo spokojny, ale to co działo się później...

Pierwszy wstrząs nastąpił po przygodzie Charlesa Pica, która skończyła się w płomieniach. Na szczęście na torze z wizytą przebywał strażak Kova...

embed

I obyło się bez większych konsekwencji. Takie, w postaci pierwszego wyjazdu samochodu bezpieczeństwa, nastąpiły po okropnie wyglądającej kraksie Felipe Massy, który uskarżając się na ból szyi, zaliczył wizytę w centrum medycznym.

 

Na szczęście już kilka godzin później kierowca pozdrawiał nas kciukiem z instagramu, nic poważnego się zatem nie stało.

A był to dopiero początek wielkiego bałaganu na torze. Ten po wypadku Pastora Maldonado był na tyle duży, że trzeba było przerwać wyścig i odbyć ponowny restart za samochodem bezpieczeństwa.

 

Drugi człowiek-kraksa toru nie mógł przejść obok tego popisu obojętnie i zafundował nam kolejną spektakularną kolizję na torze:

 

Czwartą tego weekendu, dodajmy.

embed

Wesoły Romek w Kandzie będzie uśmiechał pewnie trochę mniej, bo za kolizję z Ricciardo dostał karę cofnięcia o 10 pozycji na stracie.

I kiedy już wydawało się, że limit latających nad torem części bolidów został w Monako wyczerpany, ryzykowną i co tu dużo mówić, mało rozsądną szarżę na Kimim Raikkonenie, wykonał król szykany za wyjazdem z tunelu, Sergio Perez.

 

Fin, dla którego spotkanie z kierowcą McLarena skończyła się przebitą oponą, zjazdem do boksu i cudem uratowanym punkcikiem, w ogóle nie przebierał w słowach i do swojego wypowiedzianego jeszcze przez radio w czasie wyścigu "idioty" pod adresem Pereza, dołożył później opinię, iż może ktoś powinien uderzyć go w twarz.

 

Zgadzacie się z tak ostrą wypowiedzią Icemana?

W tym wszystkim postać zwycięscy schodzi nam trochę na dalszy plan, acz o tym, że to właśnie Nico Rosberg zaliczył swoje drugie zwycięstwo w karierze przypomniałyśmy sobie, kiedy kierowca parkujący przy znaku z jedynką, zanim wysiał z samochodu spędził pięć minut na ściąganiu kasku, poprawianiu włosów i wyrównywaniu kolorytu cery.

AP/Luca Bruno AP/Luca Bruno

Wszystko na nic, bo prawdziwa gwiazda weekendu wyścigowego w Monaco była tylko jedna:

embed
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.