Okej, tak właściwie to wiemy, że sprawa wcale nie jest śmieszna, jest smutna, cholernie smutna i poważna ale chyba za swoją tradycyjną nonszalancją staramy się ukryć przerażenie na myśl o kolejnych pięciu miesiącach bez Holgera i o tym, że wielkie kariery piłkarskie nie lubią ani groźnych urazów, ani trwających w nieskończoność przerw od gry.
Dramat naszego Księcia Biczfejsa rozpoczął się w grudniu minionego roku, kiedy to podczas spotkania z Borussią Dortmund Holger doznał strasznej kontuzji - zerwał więzadło krzyżowe w kolanie i musiał z góry pożegnać się z grą na kolejne pięć miesięcy i tym samym ominąć historyczny marsz Bayernu po potrójna koronę w tym sezonie.
Holger Badstuber REUTERS/KAI PFAFFENBACH
Teraz, kiedy jego rehabilitacja miała już szczęśliwie dobiegać ku końcowi, a niemiecki piłkarz w pełni zdrów po wakacjach przystąpić do projektu "Bayern według Pepa Guardioli" nastąpił drugi akt tragedii. Dokładnie w trakcie rekonwalescencji, dokładnie w tej samej nodze i dokładnie taki sam uraz - Badstuber w minioną sobotę ponownie zerwał więzadło w prawym kolanie, o czym poinformowały niemieckie media i cały proces rehabilitacji musi zacząć od nowa.
W takiej sytuacji pozostaje nam tylko telepatycznie mocno, mocno ściskać Holgera i jeszcze mocniej trzymać kciuki za owocną i skuteczną tym razem rekonwalescencję. Mamy też nadzieję, że zarówno Pep w Bayernie, jak i Joachim Loew wykażą się cierpliwością i wyrozumiałością i w październiku przyjmą go z otwartymi ramionami, by już na boisku i w koszulce meczowej mógł strzelać swoje najlepsze biczfejsy.
Trzymaj się, Holgi!