Strasznie nam żal Lewisa Hamiltona. Strasznie.

Wygląda na to, że nikt już go nie lubi w McLarenie. Chodź Lewisie, niech cię przytulimy.

To że po ogłoszeniu rozbratu z teamem, w którym się wychował, Lewis nie będzie miał łatwego życia, było pewne. Ale to, co wydarzyło się niedawno, sprawia, że jest nam naprawdę przykro.

Wyobraźcie sobie, że tydzień temu Lewis zarezerwował tory w japońskiej kręgielni, gdzie miał zamiar urządzić imprezę pożegnalną. I co? Nikt nie przyszedł, bo mechanicy wybrali bieg charytatywny Jensona Buttona.

Zarezerwowałem 16 torów na kręgielni na sobotni wieczór, ale coś innego wypadło i chłopaki nie mogli dotrzeć. Już wcześniej się do czegoś zobowiązali. Poszli na bieg JB, czy coś takiego - zdradził Lewis.

Rozumiemy, że bieg był w słusznej sprawie, mechanicy byli wcześniej na niego umówieni, Lewis nie skonsultował sprawy przed dokonaniem rezerwacji, głupio wyszło, a teraz udaje poszkodowanego.

A teraz po tej racjonalizacji wyobraźcie sobie biednego, samotnego, opuszczonego Lew na pustej kręgielni...

embed

Zniechęcony takim obrotem spraw Lewis, spytany o to, czy pożegna się z zespołem, odpowiedział:

Nie wiem. W pewnym momencie na pewno tak, w fabryce. Są osoby, które cieszą się, że odchodzę, niektórzy nie cieszą się, że odchodzę.

Brutus Jenson, który skusił mechaników swoim biegiem, nie widzi problemu:

Atmosfera w zespole jest fantastyczna. Jeśli chodzi o Lewisa, jest skoncentrowany i chce wygrywać wyścigi. Nic się nie zmieniło, to tylko poglądy kilku osób [o złej atmosferze w teamie - Ciachored.], które powinny poznać fakty.

Jednocześnie jednak Jense zadaje nam cios w serce, ujawniając, że Buttmilton to mżonka:

Postanowił iść swoją drogą pod koniec roku. To jego decyzja, choć ja uważam, że nie jest dobra. Nie jesteśmy przyjaciółmi. Pracujemy razem i mamy dobre relacje zawodowe.

Ale na te kręgle to my byśmy poszły!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.