Smutek smutkiem, ale może to i lepiej, że Misza nie zgrywał się w MLSach, Australiach czy innych Katarach, tylko z godnością powiedział "dziękuję, do widzenia"? Swoją decyzję ogłosił wczoraj:
Ballack był jednym z naszych ulubionych niemieckich piłkarzy, pamiętamy go z mundialu 2002 gdzie doszedł do finału, pamiętamy, jak przeszedł do Chelsea i wreszcie pozbył się tej okropnej fryzury, która szpeciła jego piękne oblicze...
Ale po kolei.
Koszulkę reprezentacji Niemiec przywdziewał 98 razy. Pierwszy raz w kwietniu 1999 roku w meczu przeciwko Szkocji, ostatni - podczas towarzyskiej porażki z Argentyną w marcu 2010. Z kadrą zdobył wicemistrzostwo świata w 2002, brązowy medal mundialu w 2006 i wicemistrzostwo Europy w 2008. Kontuzja kostki w meczu Pucharu Ligi z Chelsea wiosną 2010 roku wykluczyła go z udziału w mundialu w RPA, i wtedy przekazał opaskę kapitańską Philippowi Lahmowi.
Wcześniej miał konflikt z Jogim Loewem, któremu zarzucał, że nie darzy starszych graczy należytym szacunkiem. Fakt, Ballack był z innego pokolenia niż Mueller, Goetzinho czy Mesut albo Khedira, nie znaczy to jednak, że kochałyśmy go mniej, mimo, iż charakter miał trudny.
Z Bayerem Leverkusen grał w 2002 roku w pamiętnym finale Ligi Mistrzów, przegranym z Realem Madryt. Potem był obowiązkowy przystanek dla każdego zdolnego niemieckiego piłkarza - Bayern Monachium, a potem Chelsea Londyn, z którą również grał w finale LM i również przegrał - w 2008 po karnych, z Manchesterem United, przez co przylgnęła do niego łatka "Wiecznie Drugiego".
Miał w sobie jakiś nieodparty, nieco chropawy urok, piękny uśmiech, kruczoczarne włosy i w ogóle... łezka się w oku kręci... Będzie nam Ciebie brakować Misiael... :(