Szczęście w nieszczęściu, że babola tego puścił w meczu... wygranym 6:1, więc kaman, naszym zdaniem zupełnie nie ma o co drzeć szat, ale angielscy dziennikarze i kibice są innego zdania.
Wojtuś koszmarny błąd popełnił tuż przed przerwą. Niefortunnie (tak drogie Dziewczęta, to jest właśnie eufemizm) wypiąstkował dośrodkowanie Puncheona wprost pod nogi Daniela Foksa, ten zaś stwierdził, że darowanej piłce nie zagląda się w nieszczęście bramkarza i bum! trafił do pustej bramki.
a 6-1 s przez Futbol2101
Był to, jak już wspomniałyśmy, jedyny gol Southampton w tym meczu (dla Arsenalu strzelali Podolski - tak, tak! - Gervinho i Walcott, oraz... zawodnicy Southampton: Hooiveld i Clyne), ale odbił się bardzo na ocenie występu Wojtusia. Taki na przykłąd serwis Sky Sports dał mu tróję (w skali 1-10), Goal.com dwóję w skali szkolnej, o babolu Szczęsnego pisał też Guardian, a my, czytając te wszystkie opinie mamy ochotę złapać następny samolot do Londynu i po prostu mocno Wojtusia przytulić. I powiedzieć, że kochamy go bez względu na wszystko i zaśpiewać, że "nic się nie stało, Wojtusiu nic się nie stało".
Gorzej, że naszej wyrozumiałości nie podzielają angielscy kibice Kanonierów, którzy na Polaka buczeli i gwizdali. Na szczęście, trener Wenger pospieszył z zapewnieniem, że Wojtuś wciąż jest pierwszym bramkarzem Arsenalu. Są też tacy, którzy zwracają uwagę na fakt, że Szczęsny wciąż dochodzi do siebie po kontuzji żeber. Ale są i tacy - całkiem sporo - co domagają się by w bramce stał, przy najmniej na razie Vito Mannone, który bronił w dwóch ostatnich spotkaniach i bramki nie puścił.
Za Wojtusiem ujął się Per Mertesacker i zarobił + 50 do naszej sympatii:
- no właśnie, brawo Per, to się nazywa team spirit!
My mamy nadzieję, że to był tylko wypadek przy pracy, a ponieważ Wojtusia kochamy, to mu wybaczamy, jak każe piosenka: