Tymczasem płonące koszulki Arsenalu wywołują w nas jakby uczucie deja vu...

Czy tego nie grali tak jakby już przed rokiem?

Wydawać by się mogło, że to już koniec trwającej całe lato telenoweli pt, "Transfer Robina" - umowa z MU podpisana, testy przeprowadzone , ale... ale okazuje się, że jak to w kontrowersyjnych wypadkach bywa, dopiero początek. Wcześniej dużo do powiedzenia miał Robin, dużo do powiedzenia mieli włodarze Arsenalu, teraz, kiedy już wszystko jasne, do głosu postanowili dojść ci najważniejsi i najliczniejsi, bo fani klubu i powiedzieć, co też co o przejściu swojego kapitana do Czerwonych Diabłów sądzą.

No dobrze, w zasadzie to słów tu nie ma za dużo, przynajmniej tych, które są z grona "cenzuralnych" i "odpowiednich do przytoczenia na serwisie, gdzie bywają dziewczęta poniżej 18 roku życia". Są za to obrazki, bardzo wymowne obrazki, które potwierdzają tezę, że są warte więcej niż tysiąc słów. Hm... no to jak? Którą wersję palenia koszulki Robina chcecie najpierw? Niech będzie chronologicznie, oto ta z zeszłego sezonu 2011/2012, która obróciła się w proch.

Druga, to z kolei ta z dopiero nadchodzącego sezonu 2012/2013, która już nigdy nie zostanie przez właściciela nazwiska z tyłu użyta, a jej zapasy z firmowego sklepu Kanonierów pewnie właśnie lądują na śmietniku. Jeśli mają na tyle szczęścia. Ta takiego szczęścia nie miała:

Oryginalna replika koszulki Arsenalu - 40 funtów. Dać upust swoim emocjom odnośnie eks-piłkarza? Bezcenne.

Żeby było jeszcze bardzie "zabawnie", głos w całej delikatnej sprawie postanowił zabrać Fabregas. To się nazywa odpowiednia osoba, na odpowiedni miejscu. W końcu przecież to dzięki jego telenoweli i jego płonącym koszulkom sprzed roku, teraz mamy to uczucie "deja vu". A on sam pewnie patrząc na to wszystko, przypomina sobie nagonkę jaką przeżywał w wakacje a.d. 2011, więc twitterowo postanowił wesprzeć starego kumpla w tych ciężkich chwilach i życzył mu powodzenia w "nowej przygodzie w Manchesterze United"

embed

Z jednej strony, to naprawdę miły gest dla eks-kolegi z drużyny, a z drugiej, może lepsze byłoby dyplomatyczne milczenie, skoro chce jeszcze kiedyś wpaść na urlop do Londynu?

Co o tym wszystkim sądzicie? Naszym zdaniem, można być złym na piłkarza, który opuszcza klub by zasilić szeregi najgorszego wroga, albo przynajmniej rywala, ale uważamy też, że każdy, kto pali koszulkę ukochanej drużyny, nie ważne z jakim nazwiskiem, nie jest godzien nazywać się tej drużyny kibicem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.