Nie znamy się (no dobrze, ja się nie znam, ruby to chyba akurat w tej dziedzinie wymiata), na młodej hipsterskiej, tudzież hipsterskiej wannabe muzie, ale olimpijski kawałek Muse jest chyba całkiem całkiem, trochę jak połączenie Queen z Rammsteienem. A teledysk, zamiast bazować na łatwych, wzruszających emocjach przekonuje nas, że sport to pot, krew i łzy. Niby też nic nowego, ale jednak ciekawa odmiana po Endless Summer.
Trzeba przyznać, że teledysk jest mistrzowsko zmontowany, i jednak obejrzenie go do końca robi wrażenie. Aaaaaaaaaa! My już chcemy Igrzyska!