Kontynuując wczorajsze wspomnienia... największym zainteresowaniem na Euro cieszą się dwie rzeczy: gadżety i naklejki z piłkarzami.
Nie wiem, o co chodzi z gadżetami - to takie coś, co w momencie końca Mistrzostw nikomu do niczego się więcej nie przyda (a nawet i w trakcie jest mało praktyczne), a mimo to wszyscy rzucają się bez opamiętania na naklejki, podkładki pod mysz, notesiki i inne tego typu niezbędne do życia drobiazgi. Nawet sędziowie, którzy przyszli zwiedzić nasze Centrum nie powstrzymali się przed wzięciem kilku rzeczy. Wszyscy jak jeden mąż podbiegli po długopisy z wyjątkiem jednego - Pierluigi Collina nie potrzebuje najwyraźniej naklejek z Euro. Ale jak to? Może jednak...? Przykleiłby sobie do czoła i wyglądałby jeszcze ładniej. Nie chce... nie podejdzie...
Ja osobiście wolę znaczki - takie do przypinania. Zaczęło się od znaczka EURO, który przypięłam sobie do smyczy, na której noszę swój identyfikator. Potem Niemcy przynieśli znaczki telewizji ZDF i ARD, a Amerykanie ugięli się pod naporem błagań o znaczki ESPN. Rosjan nie trzeba było prosić, sami z siebie zasypali nas znaczkami z... matrioszkami i panoramami Rosji, a także odznaczeniami pseudowojskowymi (zdjęcie powyżej). To będzie hit! Chodzę dumnie z medalami rosyjskiej marynarki wojennej na piersi, przykuwając wzrok wszystkich jak leci. Włosi mówią, że RAI nie ma znaczków, ale w zamian zapraszają nas na wycieczkę po swoich studiach, gdzie na ścianach można znaleźć zdjęcia modelek w bieliźnie. Tak.... Włosi....
Przy okazji sprawdzimy, jak to jest stanąć przed kamerą.
Z kolei Hiszpanie na koniec dają mi kubek z logo telewizji w zamian za pomoc w rozwiązaniu kilku spraw. Sweet! Nie zapominam też o pół Włochu pół Brazylijczyku, który ni z tego ni z owego wyciągnął z kieszeni płytę z brazylijska muzyką i dał mi ją, żebym się z nią zapoznała. Poznałam jeszcze tego samego dnia, a teraz namiętnie zgłębiam tę wiedzę.
Drugim hitem są albumy z naklejkami z piłkarzami. Ostatnio zbierałam takie z "Królem Lwem" w połowie lat 90. To wciąga! Po co mi to w ogóle dali? Będę się teraz wykosztowywała na naklejki... Ale nie tylko ja - widok dorosłych (zdawałoby się) mężczyzn wymieniających się z wypiekami na twarzach naklejkami z Ibrą, Ceskiem czy Kubą Błaszczykowskim jest zaiste bezcenny. Do tej pory nie mam Ikera! Ale za to już w pierwszej kopercie trafiłam na Roberta i Andresa Iniestę.
Kiedy nie przyklejam naklejek i nie uczę się od Brazylijczyków mówić po portugalsku (strasznie fajny język!) i poprawnie wymawiać "Ayrton Senna" (zawsze wiedziałam, że pan Andrzej robi to źle!), jeżdżę na hulajnodze, albo oglądam mecze na telebimie tuż przed moim nosem. Transmisja zaczyna się tu już godzinę przed pierwszym gwizdkiem, więc mogę podziwiać, jak chłopaki przyjeżdżają na stadion i jak jeszcze nieprzebrani (w garniturach) wychodzą na murawę, by przywitać się z publicznością. Szczególnie fajnie jest w ostatniej kolejce fazy grupowej, kiedy telebim podzielony jest na pół i lecą dwa mecze na raz. Ludzie co pewien czas zaczynają krzyczeć, a ty w panice patrzysz to na prawą, to na lewą część. CO i GDZIE się dzieje?!! (W końcu mam akurat zmianę i pracuję, więc mecz oglądam jednym okiem).
Po godzinach idę na krzesła do masażu. To takie urządzenie, które ma zastąpić masażystę. Nie do końca zastępuje. Plecy masuje dobrze, ale część na nogi napompowuje się powietrzem i obejmuje moje łydki tak, że nie mogę nimi ruszyć. Nie dość, że boli, to jeszcze czuję się jak w filmie o Jamesie Bondzie - ja tu nieświadoma sobie leżę i się relaksuję, ruszyć się nie mogę, a ktoś na pewno zaraz przyjdzie i będzie chciał mnie wykończyć (dokładnie tak jak TU ). Na pewno!
Na koniec imprezy i losowanie szczęśliwca, który pojedzie na staż do UEFA. Wyobraźcie sobie, że nie wygrałam! Naprawdę nie wiem, jak to się mogło stać. Wcześniej w moim dziale losowano 3 hulajnogi. Kandydatów do zgarnięcia nagrody było ośmioro. Miałam jednym słowem prawie 50-procentową szansę na wygraną. Nie wygrałam. Nie pojmuję więc, jakim cudem (z takim szczęściem) nie zostałam jedyną osoba wylosowaną spośród kilkuset ochotników.
Nie przejmuję się więc za bardzo i dwa dni później idę oglądać po raz ostatni mecz (finałowy) w naszym centrum. Włoski sektor milczy, ale po naszej - hiszpańskiej - stronie szał. Wpadają w końcu Hiszpanie, śpiewając w uniesieniu "Que viva Espana" na zmianę z... "Polska Biało-Czerwoni" - to hit Euro!
Włosi patrzą otumanieni.
- Przykro mi, że przegraliście.
- My? Przegraliśmy? Przecież było 4-0.
Na koniec dostaję medal w imię zasług. I mam tylko jedno pytanie: czemu nie pomyślałam i nie załatwiłam sobie czegoś na Olimpiadę? Może Soczi...