Jedno trzeba przyznać, bramka Xabiego była piękna, ale czy Pan Idealny mógłby strzelić inną? Po dośrodkowaniu Jordiego Alby (przed którym poślizgnął się Clichy) rzucił się pięknym szczupakiem w stronę bramki i swą cudowną głową umieścił piłkę w siatce. I na tym chyba zachwyty nad Hiszpanami wypadałoby skończyć. Potem zaczęło się typowo hiszpańskie posiadanie i podawanie, ale tak monotonne, że queenerica przysnęła, i nawet - o zgrozo! - zdarzyło się jej chrapnąć. Ja zostałam dzielnie na posterunku, obmyślając sposoby (coraz mniej) wyrafinowanego zabójstwa Macieja Iwańskiego.
Francuzi rzucili się do ataku w drugiej połowie, ale aż żal było patrzeć, jak niedokładne i nieporadne były ich akcje. Przypominałyśmy dziś mecz z 2006 roku , ale niestety, Benzema, Nasri i spółka nie byli nawet jaskiniowymi cieniami Zidane'a, Vieiry i spółki. w 91. minucie Reveillere faulował w polu karnym Pedro, a jedenastkę na drugiego gola zamienił Xabi Alonso, i dwa jego gole, to chyba jedyne dwa jasne punkty tego meczu. A może przesadzamy?
W półfinale Hiszpania zagra oczywiście z Portugalią. Myślicie, że znów będzie finał Hiszpania - Niemcy?
PS. Yohan Cabaye jest fajny ;)