Nasz kochany Szewa zdystansował konkurencję z takim samy wdziękiem i lekkością z jaką w trakcie meczu szwedzkich obrońców i Zlatana Ibrahimovicia. Brawo Szewa!
Drugi, daleko w tyle, był Markus Rosenberg, ale jego twarz należy trochę do kategorii 'cannot be unseen' i prześladuje nas od przedwczoraj w każdej wolnej chwili. I chyba chcemy być prześladowane dalej.