Jasne, Barcelona posiadała, dominowała (cokolwiek to znaczy) i atakował, atakowała, atakowała, wymieniając sekstyliardy podań, i z pewnymi statystykami nie da się polemizować:
Ale też wydaje nam się czasem, że statystyki, a zwłaszcza utożsamianie posiadania piłki z kontrolowanie meczu to taki trochę wyświechtany frazes, którym zbyt chętnie posługują się kibice i dziennikarze sportowi. Nam Chelsea imponowała wczoraj organizacją gry obronnej, dyscypliną taktyczną, uporem i wspólnotą, którą udało jej się stworzyć na boisku. A od interwencji Ashleya Cole'a robiło nam się tak:
Bo nigdy chyba dostatecznie nie podkreśliłyśmy, że pełni poświęcenia obrońcy są supersupersuperhot. A niedoświadczony w europejskich rozgrywkach Gary Cahill zasługuje na najwyższe pochwały. Co zaś do statystyk, to najważniejsza statystyka meczowa jest, no cóż, zdominowana przez Chelsea:
Oczywiście, że Chelsea była drużyną słabszą, ale drużyną słabszą od BArcelony jest obecnie każda (no, może oprócz Realu, ale o tym przekonamy się w sobotę) drużyna na świecie. Chelsea odrobiła zadanie domowe, potrafiła wykorzystać słabości rywala, grała pięknie z kontry (a my to trochę lubimy) i wykorzystała swoją szansę.
Dlatego uważamy, że Niebieskim należą się za ten mecz pochwały i uznanie, choć uważamy także, że najprawdopodobniejszym wynikiem na Camp Nou jest pogrom i Chelsea jest baaaaaaaaardzo daleko od finału Ligi Mistrzów.
A jak Wam podobał się wczorajszy mecz?