Pora umierać: nowa wspaniała sesja Jensona Buttona

No bo, nie oszukujmy się, nic piękniejszego nas już w życiu nie spotka. "Wspaniała", pfff, rybko, jak mogłaś choć przez chwilę myśleć, że to nędzne, ogólnikowe słowo we jakikolwiek sposób przybliży cię do sportretowania estetycznego jakiego właśnie jesteśmy świadkami.

Jens znów to zrobił. I jest to niemal bolesne. "Niemal"? Nie, jego piękno już dawno przekroczyło granicę, za którą zaczynają się nieartykułowane jęki, frenetyczne drgawki, opętańcze konwulsje i ogólna niemoc epistemiczna, werbalna bezsilność, teologia apofatyczna, angelologia i dal.

Co mamy napisać na temat tych doskonałych, oślepiająco pięknych zdjęć? Bo chyba nie: "Wow, Jens, ty zawsze miałeś takie długie nogi?"

Ta sesja nas obezwładnia, unicestwia, Robi nam jakieś poznawczo-reakcyjne Waterloo. Co mówimy, Waterloo? Hiroszimę, Nagasaki, Kartaginę i Drezno razem wzięte. I nawet stara dobra formuła:

embed

...jest tak żałośnie, żałośnie nieadekwatna.

Uff, dobrze, że są w tym zbiorze takie zdjęcia, na których go nie widać , albo na których nie chcąc, żebyśmy rozpadły się na milion kawałków wygląda "tak sobie ". Cóż z tego, skoro po obejrzeniu dwóch pierwszych  i tak jesteśmy już tak bardzo, bardzo martwe.

Więcej o:
Copyright © Agora SA