Nie ekscytujcie się jednak zbytnio (czyli jak my wcześniej) dziewczęta, gdyż tym razem obejdzie się bez biegania w płonącym kombinezonie , czy odgrywania scenek aktorskich ze zrzucającym zszywacze z biurka Fabregasem . Co nie oznacza, że nie będzie podniet. Będą, ale w innym rodzaju.
Ów program o wdzięcznym tytule "Cesc in Barcelona Special" jest programem dokumentalnym, który ma pokazać zarówno obecne życie Cesca w stolicy Katalonii, jak również dać mu szansę ponownego wytłumaczenia, już na spokojnie i bez zbędnych emocji, dlaczego nie ma czegoś takiego jak "obecne życie Cesca w Londynie". Jest trochę ckliwie, jest trochę wzruszająco. Jest też dużo ładnych barcelońskich krajobrazów, są palmy, kompromitujące zdjęcia z dzieciństwa, a jakże, są również goście specjalni - zgadnijcie kto!
Pani Fabregasowa? Jest! Siostra? Jest! Była nauczycielka z podstawówki? Jest! No, ale nie możemy zapomnieć o najważniejszym z nich, nie, nie Danielli (gdyby chodziło o nią nie pisałybyśmy tego tak spokojnie), bo mówimy o....Pikusiu. Pikusiu, który co prawda ze względu na barierę językową wyjątkowo nie mówi zbyt dużo, ale zamiast ilości poszedł zdecydowanie w jakość. A zatem patrzcie i podziwiajcie!
Po pierwsze: nie, wcale nie zrobiłyśmy tak długiego jak stąd do Barcy "Awwwwwwwww" kiedy oboje zaczęli się przekomarzać który to częściej nie odpisuje na smsy i jak Pikuś wyznał, że jak nie odpisze Czesiowi, to ten potem strzela focha i nie odzywa się na następny dzień. Nie zrobiłyśmy, bo leżałyśmy pod biurkiem i zawodziłyśmy - "O mamusiu! Czyż to nie słodkie! Oni są jak stare, dobre małżeństwo!"
Po drugie: Cześć Cesc, kto by pomyślał, tak wiele nas łączy - my też bardzo lubimy spać.
Po trzecie: Okej, wiemy, że o tym grube tomy już pisano, powiedziano jeszcze więcej, ale naprawdę trochę się wzruszyłyśmy jak tym smutkiem w swoich czekoladowych oczach opowiadał o całym arsenalsko-barcelońskim dramacie.
Po czwarte: Nie żebyśmy Czesia wcześniej nie lubiły, czy coś, ale po tym programie lubimy go jakoś trochę bardziej.
Po piąte: taniec w aucie
Dead.