Seria niefortunnych zdarzeń

Była kiedyś taka książka, a jej bohaterem był Petr Cech.

Niektórzy to po prostu mają pecha. Swoją drogą, nie widzicie tu jakiejś nomenowo omenowej gry słów? Petr Cech. Petr C ech. Pech? Wszyscy mamy jeszcze w pamięci feralne wejście Stephena Hunta, wstrząśnienie mózgu i pęknięcie czaszki. Bardzo ciężka kontuzja sprawiła, że bramkarz Chelsea i reprezentacji Czech zaczął grać w charakterystycznym hełmie.

A w zeszłym tygodniu w meczy z Blackburn Petr złamał nos. A konkretnie nos złamał mu zmasowany atak połączonych sił Yakubu i Ashley Cole'a. Na szczęście uraz ten, choć oczywiście przykry i bolesny nie był nawet w małej części tak groźny jak poprzednia kontuzja. I może dlatego jedna z jego konsekwencji stała się obiektem żartów.

Najpierw na Facebooku pojawiło się, wrzucone przez bramkarza, zdjęcie ze zgrupowania reprezentacji:

embed

Radosny podpis głosił: Hello everyone, Greetings from Milan. If everything works out, I will look like this on Friday during the match. It is the first photo of my new mask, so I'm sending it to you here. Peter

A później jakiś dowcipniś na oficjalnym profilu Chelsea opublikował to:

embed

A my umarłyśmy. Jednak przed śmiercią zdążyłyśmy życzyć Petrowi zdrowia, bo zdrówko, jak mawiają nasze babcie, jest najważniejsze.

I poczucie humoru też.

Więcej o: