No dobrze, może nie aż tak nowego, bo w końcu Tomasz Wiktorowski to kapitan reprezentacji tenisistek, ale od kiedy zastąpił u boku Agnieszka Papę Radwańskiego, Isia jakby rozkwitła. Może to tylko zbieg okoliczności, a my nie śmiemy niczego sugerować, ale same spójrzcie.
Którego trenera byście wolały? A tak przy okazji, oddałybyśmy pół królestwa i rękę księcia tej, która znalazłaby naprawdę dobre zdjęcie Pana Tomasza, takie, na którym wyglądałby co najmniej tak superhot, jak na trybunach stadionu w Tokio.
No dobrze, ale wróćmy do tematu. Isię kochamy miłością szczerą i pozbawioną jakiejkolwiek zawiści. Kibicujemy jej na dobre i na złe, uwielbiamy przyjemny dla oka, urozmaicony tenis, tak diametralnie różny od "zabijcie nas, ale nie będziemy tego oglądać" defensywnej przebijanki Caro. I zawsze było nam przykro, że Aga, w przeciwieństwie do przyjaciółki, nie potrafi się marketingowo sprzedać. Zawsze jakaś taka burkliwa, smętna, nie wykorzystywała swojego potencjału.
Dlatego z wielką radością donosimy o tym, że Isia na naszych oczach przemienia się w pięknego łabędzia. Wreszcie, jak przystało na gwiazdę, występuje w sukienkach:
Wreszcie uśmiecha się na kid's day:
Hmm, Caro a co słychać u ciebie? Czyżbyś znów odpadła w jakiejś zaskakująco niskiej rundzie?
A przede wszystkim wreszcie gra tak, jak potrafi. I w turnieju w Tokio, po pokonaniu między innymi Jeleny Jankovic i Victorii Azarenki, dotarła do finału, w którym zmierzy się z z Verą Zvonarevą. Jesteśmy zachwycone i apelujemy do wszystkich zainteresowanych. Niech Tomek Wiktorowski zostanie z nami na dłużej, pliiiiiz!!