A jeśli w dodatku widzimy takie zdjęcia Legionistów jakie zamieściła na swoim profilu laroja...
... i taką klatę Kuby Rzeźniczaka....
...to już w ogóle mamy ochotę śpiewać razem z tymi panami:
Musimy jednak pamiętać, że wczorajszy dzień wcale nie musiał pozostawić nas w tak entuzjastycznym nastroju. Na początek Śląsk zaserwował nam prawdziwy festiwal frustracji, strzeleckiej indolencji i zmarnowanych okazji, wszystko to w imię staropolskiej gościnności. No cóż, mamy tylko nadzieję, że starobułgarska gościnność okaże się jeszcze bardziej rozrzutna i w rewanżu Bułgarzy wyręczą wreszcie Ćwielonga (który najwidoczniej nie miał serca ich pokonać) i strzelą sobie samobója.
A jednak, mimo dwóch tłuściutkich zer na tablicy wyników Śląsk był drużyną wyraźnie lepszą, co jakoś optymistycznie nastawiło nas przed meczem Legii. A poza tym, czy wspominałyśmy już kiedyś, że Mateusz Cetnarski jest piękny?
No, to teraz wspominamy. I serdecznie współczujemy chłopakom ze Śląska, bo znając charakter, usposobienie i cięty język trenera Oresta Lenczyka zakładamy, że pamiętna suszarka Fergusona musiała być niezobowiązującą, przyjacielską pogawędką przy kawie i muffince w porównaniu z tym co działo się po meczu w szatni wrocławian.
Z Legią sprawy miały się nieco inaczej. Turecki komentator używał jakiegoś uroczego, miękko brzmiącego słowa na określenie Wawrzyniaka, z lubością wykrzykiwał też "Skaba, Skaba!" do czego miał wiele okazji, gdyż gra rzadko opuszczała strefę obronną Legii.
W tej sytuacji same nie wiemy jak udało się Legionistom strzelić gola, wiemy natomiast, że bramka Miro Radovicia przeniosła nas natychmiast z upalnej Turcji do siódmego nieba, chociaż trener tureckiego zespołu nie krył rozgoryczenia:
mówił po spotkaniu trener - ech, nie możemy już chyba dłużej odwlekać tego momentu połamania języka, a więc na trzy - Gaziantepsporu, Tolunay Kafkas.
Dobra, dobra, a ileż to razy nasi grali jak nigdy, a przegrywali jak zwykle? My w Ciachach, z naszym optymistycznym nastawieniem i akcją "zero malkontenctwa dla występów polskich drużyn w europejskich pucharach" cieszyłybyśmy się nawet gdyby bramkę zdobył zrzucony nielegalnie na spadochronie Pippo Inzaghi, ze spalonego i lewym pośladkiem. Ale, że zrobił to Miro Radović, po pięknym podaniu Daniela Ljuboji, wykorzystując gapiostwo obrońców i zamieniając na gola jeden z dwóch celnych strzałów w całym meczu, to już w ogóle jesteśmy hiperuradowane.
I czekamy na rewanże.