Przypominacie sobie kiedy ostatnim razem trójka kierowca walczyła o zwycięstwo od początku do właściwie samego końca? (I żadnym z nich nie był Sebastian Vettel?) Pierwsze okrążenia i późniejsza niesamowita walka Webbo z Hamiltonem...
Nie miałyśmy takich ekscytacji od...no dobra, dwóch tygodni i pojawiania się księcia Harry'ego w Silverstone. Ale to tylko potwierdza status niesamowitości rzeczy jakie działy się wczoraj na torze.
Sebastian Vettel w swoim domowym wyścigu nie dość, że nie odniósł swojego kolejnego w tym sezonie zwycięstwa, to nawet nie znalazł się na podium. Jechał niepewnie, popełniał błędy, męczył się za kierowcami jadącymi tuż przed nim i swoje czwarte miejsce w wyścigu zapewnia tyko niefrasobliwości mechaników Ferrari. Ale wiadomo, Bejbiemu zawsze wiatr w oczy.
A Sebastian, po wyścigu zamiast roznegliżowanych dziewcząt padokowych mógł liczyć co najwyżej na tunel ze strażaków.
Obawiamy się, że naczelny psychoanalityk padoku Andrzej B., może mieć rację w stwierdzeniu, że sympatyczny Niemiec boryka się problemami natury psychologicznej.
Wygląda na to, że takie mogą również mieć mechanicy zajmujący się Jensonem Buttonem, który drugi wyścig z rzędy ukończył na poboczu z zupełnie nie swojej winy.
A zgadnijcie kto był wczoraj przez imponująco długą cześć wyścigu faster than Button . Dawał wczoraj radę nasz Wituś, nieprawdaż?
I czym po tym tak niesamowitym wyścigu na torze można było się spodziewać jeszcze czegoś lepszego? Nie. A jednak się wydarzyło:
Myślicie, że jest jeszcze nadzieja dla walki o mistrzostwo w tym sezonie?