Ich transfery to kiepski żart. Są skazani na porażkę w LM, ale już raz tak było

W teorii Lille nie ma nic, by ograć Chelsea w wyjazdowym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów - źle zbudowana kadra, chybotliwa forma i trener, który nie potrafi wszczepić piłkarzom ciekawych pomysłów. Ale czy Lille na papierze miało jakiekolwiek szanse, by wydrzeć tytuł z rąk PSG?

Do Londynu przyjeżdża mistrz Francji. I wbrew pierwszemu skojarzeniu nie chodzi o PSG – wciąż najlepszą drużyną Ligue 1 jest Lille, choć jej wyniki i jedenaste miejsce w tabeli na to nie wskazują.

Zobacz wideo Były król strzelców ekstraklasy może skończyć karierę. "Jestem pół roku bez grania"

Kapitan opuszcza statek

Architektem sukcesu był Christophe Galtier, były już trener Lille. Galtier był świadomy decyzji o odejściu. Wybrał przyszłość w Nicei, klubie o stabilnej sytuacji, wspieranym przez możnych sponsorów.

– Mój czas dobiegł końca. Cztery lata wystarczą. Odszedłbym, nawet gdybyśmy skończyli na czwartym albo siódmym miejscu. Opuszczam Lille ze wspaniałym wynikiem. Potrzebuję czegoś nowego – mówił w maju "L’Equipe".

Galtier przez cztery lata w Lille widział wszystko. Zaczynał od uratowania zespołu przed spadkiem w 2018 r., potem sięgnął po wicemistrzostwo, zasmakował europejskich pucharów, a na koniec – sięgnął po złoto.

Klub stanął na rozdrożu

Czuł jednak, że osiągnął szczyt, a ponownie pokonać PSG z klubem tonącym w długach (a takim jest Lille) będzie misją niewykonalną. W ten sposób trafił tu Jocelyn Gourvennec – trener, którego najważniejszym wpisem w CV jest Puchar Francji sprzed ośmiu lat. Ubogo – zwłaszcza jak na trenera wciąż aktualnych mistrzów Francji. 

Ale Gourvennec początek miał niezły. Znów zagrał na nosie PSG, wygrywając Superpuchar Francji, ale to był łabędzi śpiew. Nowy szkoleniowiec przyglądał się tylko, jak z jego drużyny odchodzą czołowi piłkarze Maignan (AC Milan), Soumare (Leicester City), Araujo (Atlanta United) i sześciu innych. Do drużyny włączano za to Onanę, Gudmundssona i wypożyczonego z Atletico Grbicia. W sumie wydatki za 13 milionów euro. W lidze zdominowanej przez katarskich bogaczy z PSG to brzmi jak kiepski żart.

Strategia Gourvenneca

Gourvennec nie kombinował. Od początku trzymał się –  i nadal się trzyma – klasycznego schematu 4-4-2, jakim grał Galtier. Lille gra piłkę szybką, w oparciu o błyskawiczne kontry. Ataki koncentrują się na skrzydłach, gdzie w ofensywie pracują boczni pomocnicy. Ustawieni za nimi obrońcy niespecjalnie angażują się w grę z przodu, asekurując boki. Mobilni środkowi pomocnicy są nacechowani bardziej defensywnie. No i duet w ataku - doświadczony Burak Yilmaz oraz przebojowy Jonathan David.

Mistrzowi w taktycznym fachu Gourvennec jednak nie dorównał. Już w drugiej kolejce Lille miało okazję zmierzyć się z Niceą. Wynik? 4:0 dla "Orłów". Wobec Galtiera nowy trener Les Dogues jest tylko wersją demo.

Od początku sezonu w dołku jest Burak Yilmaz. Turek to cień samego siebie z ubiegłych rozgrywek. Więcej krzyczy i dyskutuje, niż strzela: cztery gole w lidze i aż siedem żółtych kartek. Nadrabia za niego David, który śrubuje dużo lepsze liczby, ale i tak od sześciu spotkań jest bez gola.

Ale Liga Mistrzów to inna bajka, w której Lille radzi sobie zdecydowanie lepiej. Francuzi wyszli z grupy z Sevillą, Salzburgiem i Wolfsburgiem, ze stawki, w której wydarzyć mogło się wszystko. A dziś czas na Chelsea.

Lille na Stamford Bridge nie ma szans. W teorii

Czego spodziewać się po mistrzu Francji we wtorkowym meczu z Chelsea? Przede wszystkim kontr. Jedynie one mogą być dla ekipy Thomasa Tuchela realnym zagrożeniem ze strony Lille.

– To najważniejszy mecz w mojej karierze, prestiżowy pojedynek przeciw renomowanemu rywalowi. Gramy na ich terenie, ale chcemy pokazać, że nie zostaliśmy przypadkowo rozstawieni w losowaniu – mówił przed tym spotkaniem trener Francuzów.

Lille może być rozczarowane, że nie obowiązuje już zasada goli wyjazdowych. Ta reguła często pomagała teoretycznie słabszym zespołom przy starciach z gigantami. To byłaby jakaś furtka, potencjalne pole do wykorzystania przy okazji meczu na Stamford Bridge. Zwłaszcza że u siebie łatwiej gra im się z tyłu – mistrzowie Francji na własnym stadionie jeszcze gola w tej edycji nie stracili.

W teorii Lille po prostu nie ma warunków, by ten mecz wygrać. Źle zbudowana kadra, chybotliwa forma i trener, który nie potrafi wszczepić piłkarzom odkrywczych pomysłów. Ale czy Lille na papierze miało jakiekolwiek szanse, by wydrzeć tytuł z rąk PSG?

Początek wtorkowego meczu o godz. 21. Będzie można go obejrzeć na Polsat Sport Premium 2, relacja ze spotkania w Sport.pl.

Więcej o: