GloBall 2012. Ambaras i Ambasada

Jechaliśmy do niej 8 tysięcy kilometrów przez kontynent dla nas egzotyczny, tak naprawdę - nieznany i nierozumiany przez nas samych, naszych rodaków w Polsce i ludzi na świecie w ogóle.

Dowiedz się więcej o wyprawie GloBall 2012 >>

Trafiamy tu po wielu przygodach i z duszą na ramieniu, bo czeka nas biurokratyczna bitwa o wizy do następnych krajów, w tym o owianą legendarną niedostępnością wizę etiopską. W polskiej ambasadzie w Afryce jesteśmy po raz pierwszy. To niesamowite uczucie, zobaczyć tu polską flagę i stanąć na chwilę na ojczystej ziemii tak daleko od Krakowa.

Ambasada jest niedużą, ale bardzo schludną, ładną i reprezentacyjną placówką. Otoczona - jak wszystko w Nairobi - wysokim murem z drutem kolczastym i płotem pod napięciem 10.000 volt. Bramy pilnują uzbrojeni strażnicy.

Gdy przybywamy (jest poniedziałek, 6 luty 2012), pierwsze co rzuca nam się w oczy, to tabliczka z informacją, że w sprawach konsularnych petenci są przyjmowani dopiero we wtorek Nie rezygnujemy jednak i szturmujemy ufortyfikowany budynek. W końcu jest nas 12 chłopa, porządnie zorganizowanych i umundurowanych ;-)

Uśmiechnięci afrykańscy wartownicy proszą nas o chwilkę cierpliwości i po chwili jesteśmy zaproszeni do środka. Rozsiadamy się w przestronnej sali konferencyjnej i kolejno poznajemy Panią Katarzynę Jaworowską, Pana Aleksandra Kropiwnickiego i wreszcie samą Panią Ambasador Annę Grupińską.

GloBall odbywa się pod patronatem Ministra Spraw Zagranicznych Radka Sikorskiego, ale od razu czujemy, że i bez patronatu zostalibyśmy tu potraktowani poważnie i z pełnym zaangażowaniem.

Zobacz filmy z podróży po Afryce - GloBall 2012 >>

Ludzie z Ambasady są super - mimo tego, że nie zapowiedzieliśmy naszego przyjazdu wcześniej i w natłoku bieżących prac, rzucają na bok inne zajęcia i od razu bierzemy się wspólnie ostro do roboty. Już po godzinie mamy podpisane i wysłane faxem noty dyplomatyczne do ambasad Sudanu i Etiopii -rozpoczyna się walka o wizy. Piszę "walka", bo to Afryka - tutaj na wizę można czekać 14 dni, a rekordziści podają o wiele gorsze wyniki - nasi przyjaciele z portugalskiej wyprawy "Mamma Africa" czekali na wizę do Angoli 2 miesiące! Dlatego, jeśli nie chcemy tu osiwieć i nie dać się pochować na cmentarzu w Nairobi (ze starości albo irytacji) musimy powalczyć na poważnie i z użyciem wszelkich dostępnych metod, wśród których dyplomacja (nasza wspaniała, polska dyplomacja) jest bronią największego kalibru.

Pani Ambasador Anna Grupińska wpada do nas w biegu na kilka minut - między wizytą w Rwandzie, a spotkaniem w ONZ. To fantastyczna Kobieta i Człowiek, który naprawdę czuje i rozumie Afrykę. Nie musimy nic wyjaśniać, w paru słowach tylko mówimy co robimy w Afryce, pokazujemy piłkę - i już widać, że czujemy tego samego bluesa.

Pani Anna mówi krótko (uwaga, luźny cytat bo notatki pisane były z pamięci!): "ludzie w Polsce i na świecie muszą wreszcie zrozumieć, że w Afryce mieszkają tacy sami ludzie, że wszyscy jesteśmy naprawdę równi, i że nawet jeśli mamy inny kolor skóry - w naszych żyłach płynie zawsze taka sama, czerwona krew. Róbcie dalej to, co robicie, bo dobrze robicie. A Ambasada zrobi, co w jej mocy, by Wam w tym dopomóc".

Jako się rzekło - nasza Ambasada uruchamia machinę argumentów dyplomatycznych. Ustalamy strategię działania, rozdzwaniają się telefony do ambasad Sudanu i Etiopii.

Ciąg dalszy artykułu znajdziesz na GloBall.pl ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.