Dowiedz się więcej o wyprawie GloBall 2012 >
Liczyliśmy na to, że zdobędziemy ją na granicy, ale się przeliczyliśmy - mimo dobrych chęci pogranicznicy nie mogą nam pomóc.
Kolumna na wiele godzin utyka między szlabanami, wreszcie podejmujemy decyzję - Tomek musi wrócić do Kapsztadu (ok. 600 km.!!), załatwić wizę w konsulacie namibijskim, a potem dogonić nas gdzieś po drodze, tak, by nie wstrzymywać dalej kolumny.
Zobacz filmy z podróży po Afryce - GloBall 2012 >>
Nocować i tak musimy na granicy. Dla Tomka udaje się złapać samochód dostawczy firmy kurierskiej, który jedzie akurat do Kapsztadu. O dziwo wszystko udaje się zorganizować w zawrotnym tempie - kurier z Tomkiem na pokładzie całą noc grzeje jak szalony, rano są już na miejscu. W konsulacie czekają już profesjonalne posiłki w postaci księdza Bogusława. Dzięki temu przebicie się przez afrykańską biurokrację zajmuje tylko afrykańską chwilkę, normalnie załatwia się to parę dni. Następnego dnia Paparazzi łączy się z GloBall już daleko za granicą namibijską i możemy w komplecie jechać razem w dalszą drogę. Pierwsze graniczne koty za płoty.
Namibia od razu jest piękna. Pustynia, góry, półpustynia - krajobrazy na trasie zmieniają się jak w kalejdoskopie.
Ciąg dalszy artykułu znajdziesz na GloBall.pl >>