Był najdroższym nastolatkiem świata. "Pokazał 30 procent potencjału"

- Gdybym nie został profesjonalnym piłkarzem, to byłbym kryminalistą - powiedział kiedyś Antonio Cassano. Poznajcie historię "enfant terrible" włoskiego futbolu, który choć grał w Realu Madryt, Romie, Milanie i Interze, to koncertowo spartaczył karierę. - Pokazał światu 30 procent swojego potencjału - uważa Francesco Totti.

Tydzień z... to nowy cykl na Sport.pl, w którym codziennie, przez siedem dni publikujemy artykuły dotykające wspólnego tematu. Od 23 do 29 marca zajmujemy się największymi niespełnionymi talentami w piłce nożnej.

Antonio Cassano od zawsze był wyjątkowy. Nawet urodził się w szczególnym dniu, bo tuż po zdobyciu przez Włochów mistrzostwa świata w 1982 roku. W seniorskiej piłce zadebiutował jako 17-latek, a jego drugie spotkanie w barwach Bari, wielu pamięta do dziś. Nikomu wówczas nieznany młokos efektownie przyjął piłkę piętą, przebiegł z nią kilkanaście metrów i ośmieszył doświadczonych obrońców, Laurenta Blanca i Christiana Panucciego.

Bari pokonało wtedy Inter 2:1. Po dwóch sezonach spędzonych w rodzimym mieście jego klub spadł do Serie B, więc Cassano zaczął szukać nowych wyzwań. Zgłosiła się Roma, która zapłaciła za niespełna 19-letniego napastnika aż 28 mln euro. Cassano został wtedy najdroższym nastolatkiem w historii. W Romie miał idealne warunki do rozwoju. Trenerem był uznany Fabio Capello, a w ataku jego partnerami byli: Francesco Totti, Gabriel Batistuta czy Vincenzo Montella.

Cassano, mimo wielkiej konkurencji, zdołał się wyróżnić. W ciągu czterech i pół sezonu zagrał 161 meczów, zdobył 52 bramki i miał cztery asysty. - Cassano to najlepszy piłkarz, z jakim kiedykolwiek grałem. W Romie i reprezentacji poznałem wielu mistrzów, ale talentem najczystszej wody był właśnie on. Kocham Antonio i wiem, że on kocha mnie. Był dla mnie jak młodszy brat, którego karierę starałem się uratować, ale nie udało mi się to tak, jak bym chciał. Gdyby Antonio został w Romie, to wygralibyśmy dużo więcej, a on pokazałby całemu światu więcej niż te 30 procent swojego potencjału. - wspomina go Totti w autobiografii. 

Totti i Cassano, czyli Batman i Robin

Ich współpraca układała się znakomicie. - Antonio jest moją kserokopią. Więcej nawet: powiedziałbym, że jest moim klonem, ponieważ nie ogranicza się do grania jak ja. On także myśli jak ja. W każdym meczu zdarzają się sytuacje, w których naturalnie przychodzi mi szukanie nieprzewidywalnego rozwiązania. Ze względu na sposób ruchu, na pozycję rywali, na trudność podania nikt nie spodziewał się, że umieszczę piłkę właśnie tam. Nikt poza Antonio, który zawsze znajduje się we właściwym miejscu. Takie kombinacje z innymi by nie wyszły, nawet gdybym im wcześniej rozrysował na tablicy, gdzie mają się ustawić. Nam wystarczy tylko wymiana spojrzeń, a czasem nawet to jest zbędne. Piłkarska telepatia, której nigdy nie czułem aż do tego stopnia. Ja zarysowuję plan gry, a Cassano nie tylko go rozumie, ale też dopieszcza, zmieniając zamysł w prawdziwy klejnot. A potem ten, kto jest lepiej ustawiony, strzela gola. Bez egoizmu. Jesteśmy praktycznie jak Batman i Robin - czytamy w autobiografii Tottiego.

 

Cassano był niezwykle błyskotliwy na boisku, ale poza nim denerwował otoczenie. Capello miał słabość do jego umiejętności piłkarskich, jednak zachowanie napastnika go drażniło. Cassano nie przykładał się do treningów, olewał sparingi (czasami się na nich po prostu nie pojawiał) i miał nieustanne kłopoty z utrzymaniem odpowiedniej wagi. - Z Cassano anarchia jest tuż za zakrętem - mawiał Capello. Włosi wymyślili nawet neologizm - "le cassanate" (słowo pochodzi od le cazzate, czyli idiotyzmy) - którym do dziś określają destrukcyjne i głupie zachowanie.

Cassano też nie był zadowolony ze współpracy. Chociaż zarabiał aż pięć mln euro za sezon, to żądał podwyżki. Roma była temu przeciwna, więc nadesłana w styczniu 2006 roku oferta Realu Madryt została przyjęta. Rzymianie zarobili na nim zaledwie pięć mln euro. O jego sprowadzenie do Realu prosił ponoć nawet król Hiszpanii Juan Carlos.

FanAntonio (pseudonim otrzymał jeszcze we Włoszech) nie prezentował się najlepiej podczas okresu przygotowawczego, więc początkowo trenował indywidualnie. W debiucie zagrał jednak dobrze. W meczu Pucharu Króla z Realem Betisem zdobył zwycięską bramkę. Później wystąpił w kilku ligowych spotkaniach, ale przeważnie zawodził. Nie zawiódł tylko w derbach Madrytu, kiedy strzelił gola i zanotował asystę, które zapewniły zwycięstwo nad Atletico 2:1.

Debiutancki sezon w barwach "Królewskich" nie był dla Włocha udany. Głównie pełnił rolę rezerwowego, w dwunastu ligowych meczach strzelił tylko gola. Czemu nie rozwinął skrzydeł? Prawdopodobnie przez charakter. W Madrycie bardziej od strzelania goli, interesowały go kobiety. Chwalił się, że przespał się z co najmniej siedmiuset dziewczynami.

Seks i jedzenie

- Seks i jedzenie to moje dwie wielkie pasje. Gdy skończę karierę, będę jadł aż stanę się gruby. W Madrycie miałem znajomego, który był hotelowym kelnerem. Mieliśmy system - on przynosił mi po seksie trzy, cztery konkretne, duże posiłki, a ja posyłałem mu wtedy dziewczynę, z którą akurat spędzałem wieczór. Seks i dobre jedzenie to dla mnie perfekcyjna noc - napisał w autobiografii ”Dico Tutto” (z włoskiego. ”Mówię wszystko”).

Ale to chyba właśnie wielkie pieniądze namieszały mu w głowie. W końcu pochodził z bardzo biednej rodziny. Ojca, narkomana, nawet nie poznał, a z matką też wiele czasu nie spędził, bo musiała pracować na dwa etaty. Pracowała w cukierni, a po godzinach dorabiała sprzątając.

- Gdybym nie został profesjonalnym piłkarzem, pewnie byłbym złodziejem lub bandytą. Znam wielu chłopaków, którzy z ulicy trafili do gangów. Gdyby nie futbol i to, że miałem talent, ja również wylądowałbym w tym gównie jak oni - napisał Cassano w autobiografii.

- Obstawiałem zakłady bukmacherskie, żeby coś zarobić. Obstawiałem po 10, 15, 20 tysięcy lirów na drużynę, w której występowałem. Nie byłem głupi, chciałem pieniędzy i procentów od nich. W mojej dzielnicy często dochodziło do strzelaniny, policja i karetki były na porządku dziennym. Byłem biedny i miałem świadomość, że podążę tą drogą, bo nigdy w życiu nie pracowałem, nie miałem wyuczonego żadnego zawodu - dodał Cassano.

W Madrycie nie zachowywał się jak profesjonalista, ale nie doszło tam do większych afer. Może nie starczyło czasu? W Królewskich barwach zagrał zaledwie 29 meczów, w których zdobył tylko cztery bramki. 

Karierę zaczął odbudowywać we włoskim średniaku, Sampdorii Genua, gdzie został wypożyczony latem 2007 roku. Sampa zgodziła się pokrywać tylko 1,2 mln euro z 4,2 mln jego pensji. Ale po chwili go wykupiła, a Cassano odpłacił się dobrą grą. W 2009 roku został nawet nominowany do nagrody dla najlepszego włoskiego piłkarza.

W Genui zaczął kłócić się z władzami klubu, więc coraz częściej był wysyłany na trybuny. Wtedy zgłosił się Milan. Trener Massimiliano Allegri umiał utemperować jego charakter. Wraz z Milanem zdobył mistrzostwo Włoch w 2011 roku, a 12 miesięcy później Superpuchar kraju. W ataku występował m.in.: ze Zlatanem Ibrahimoviciem czy Robinho. Ze Szwedem pasowali do siebie idealnie. Zarówno na boisku jak i poza nim. Od strzelania goli był Zlatan, Cassano skupił się na asystach. Zaliczył aż 17 w 40 meczach. A tak świętowali scudetto, gdy Włoch udzielał wywiadu telewizji, przechodzący obok Ibrahimović kopnął go "po przyjacielsku" w głowę.

 

Gdy Zlatan został sprzedany do PSG, Cassano zażądał transferu. Podpisał kontrakt z… Interem Mediolan. W przeciwnym kierunku powędrował Giampaolo Pazzini (z którym kiedyś tworzy atak Sampy). W Interze nie poszło mu źle. W sezonie 2012/13 zagrał w 28 meczach, strzelił  siedem goli i zaliczył aż dziewięć asyst. W Mediolanie nie mógł jednak dłużej zostać. Przed bójką z trenerem Andreą Stramaccionim uchronili go tylko koledzy z szatni. Skończyło się jedynie na przepychankach.

Gorzej konflikt z Cassano wspomina syn Marcelo Lippiego, selekcjonera reprezentacji Włoch. Podobno FanAntonio pobił go w klubie nocnym. Lippi zrewanżował się brakiem powołania na mundial 2006 i 2010. Nie pomogły mu także jego homofobiczne wypowiedzi. - Pedały w szatni? To ich sprawa, ale mam nadzieję, że ich nie ma - wypalił Cassano.

W kadrze zadebiutował w 2003 roku, a tamto spotkanie mogą pamiętać polscy kibice. Wygraliśmy na Łazienkowskiej 3:1, ale Jerzego Dudka efektowną podcinką pokonał właśnie niesforny Włoch. 

 

Łącznie w kadrze zagrał w 39 meczach i strzelił 10 goli. Najlepiej chyba będzie wspominał Euro 2012, kiedy zdobył srebrny medal, a jego współpraca z Mario Balotellim wyglądała imponująco.

Później znalazł się już na peryferiach wielkiego futbolu. W 2013-15 był zawodnikiem Parmy, ale wciąż potrafił zachwycać w Serie A. W 56 spotkaniach strzelił 18 goli i zaliczył 10 asyst. Parma została zdegradowana, więc wrócił do Sampdorii. Grał przez pierwszą część sezonu, ale potem znowu pokłócił się z władzami klubu i przestał grać. 

W lipcu 2017 roku Casano, po rocznej przerwie w grze, nieoczekiwanie podpisał umowę z Hellas Werona. Tydzień później uznał jednak, że zakończy karierę, bo za mało czasu spędza z rodziną. Jeszcze tego samego dnia zmienił zdanie. Minęło sześć dni i ogłosił, że jednak definitywnie kończy z futbolem. Cały Cassano. Mógł zostać legendą włoskiej piłki, ale jego kariera dziś jest odbierana głównie jako ciekawa anegdotka. Ale i przestroga dla młodych, niesfornych zawodników, że talent to nie wszystko.

Jakie ma plany na przyszłość?

Kilkanaście miesięcy temu Rocco Siffred, znany aktor i reżyser filmów porno, zaprosił go do współpracy. Cassano jednak nie odpowiedział mu publicznie. Kibice wciąż oglądają go jednak na dużym ekranie, jest ekspertem w programie "Tiki-taka". Nadal nie gryzie się w język. Czasem mówi ciekawie, a czasem od rzeczy. A to skrytykuje Wandę Narę: - Robisz krzywdę Mauro Icardiemu. Jesteś źródłem wszystkich jego kłopotów. Wszyscy mają cię dosyć. Pełnisz rolę agenta, trenera, dyrektora. Chcesz być wszystkim - mówił na wizji Cassano. A innym razem powie, że Gianlugigi Buffon wciąż jest lepszym bramkarzem od Wojciecha Szczęsnego.

A co słychać w jego życiu prywatnym? - Rano gra w tenisa, a po południu, kiedy Carolina idzie na trening piłki wodnej, spędza czas na zabawie z dziećmi i jest szczęśliwy. Niedługo opowie im o tym, jak byliśmy Batmanem i Robinem - mówi Totti.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.