Napoleon polskiej siatkówki: Niech Castellani zostanie

Konrad Piechocki, członek zarządu Polskiego Związku Piłki Siatkowej, prezes klubów PGE Skra Bełchatów i Atomu Trefla Sopot, nazywany jest Napoleonem polskiej siatkówki, bo jest ambitny, bezwzględny i chce pociągać za wszystkie sznurki. - Skoro tak mnie oceniają, proszę bardzo, niech tak będzie - mówi w rozmowie z Przemysławem Iwańczykiem, która w poniedziałek ukaże się w poniedziałkowej Gazecie Wyborczej.

Castellani musi zostać?

- Nie patrzę na Daniela jak na swojego człowieka [pracowali razem w Skrze Bełchatów]. Rozmawiałem jednak z szefem PZPS Mirosławem Przedpełskim i jego zastępcą Arturem Popko. Pytałem ich: jaka jest nasza droga, gdzie chcemy dojść? Bo jeśli chcemy zapewnić sobie świetny zespół na rozgrywane w Polsce mistrzostwa świata w 2014 roku, to Daniel jest odpowiednim człowiekiem. Proszę spojrzeć, jak dzięki niemu ukształtowali się siatkarsko w Bełchatowie Bartosz Kurek i Jakub Jarosz. Jak pierwszy z nich przyczynił się do zdobycia mistrzostwa Europy w 2009 roku. Castellani to fachowiec najwyższej klasy, potencjał zawodników zna najlepiej ze wszystkich pracujących w Polsce trenerów. Zdobył zaufanie szczególnie młodych graczy, którzy opowiadają, jak poprzez spójną i logiczną pracę stają się lepszymi siatkarzami. Mówiąc to, nie kieruję się żadnymi emocjami, tak po prostu uważam.

Kto, jeśli nie Castellani?

Przemysław Iwańczyk: Jeśli działacze zostawią Castellaniego, chcę postawić mu takie warunki, że właściwie ubezwłasnowolnią trenera. Miałby zwolnić współpracowników i wziąć tych, których życzy sobie związek. I musi stanąć na podium ME i Ligi Światowej.

- Już się wypowiedziałem na ten temat: to tak, jakby Castellaniemu wybierać żonę. Weźmy wszystko pod uwagę, także kuriozalny system, w jakim przegraliśmy mistrzostwa świata. Przegraliśmy z Brazylią, trzykrotnym z rzędu mistrzem świata, który poprzetrącał kręgosłupy wszystkim drużynom mundialu. Na drugi dzień trzeba było wstać i walczyć z Bułgarami, innymi faworytami do medalu. Chłopcy się nie dźwignęli. Mam wrażenie, że reprezentacja - tak jak Skra w finale Ligi Mistrzów z Dynamem Moskwa - miała tak wielką wewnętrzną motywację, by pokonać Brazylię, że po porażce wszystko się zawaliło. Skra się odbudowała na mecz o trzecie miejsce, kadra na Bułgarię - niestety nie.

Na koniec pozostawiam pytanie: kto, jeśli nie Castellani?

Kto nie kocha Skry Bełchatów?

Za pięć dni startuje sezon ligowy, Skra tradycyjnie jest faworytem. Dlaczego w Bełchatowie i okolicach Skrę uwielbiają, a reszta kraju niespecjalnie ją kocha?

Piechocki odpowiada: Nie dziwię się, że naszym krajowym występom kibicują tylko w województwie łódzkim. Ale w rozgrywkach europejskich jest nieco inaczej. Pamięta pan moje słowa, że Skra to dobro narodowe? Miałem na myśli występy w pucharach. Wszyscy kibice siatkarscy powinni kibicować każdej drużynie, która reprezentuje Polskę. I nam naprawdę kibicują, bo jak inaczej łódzka Atlas Arena, gdzie gramy w Lidze Mistrzów, zapełniałaby się ponad 10 tys. ludzi nawet w meczach, w których gra nie idzie o najwyższą stawkę.
Kibice w czasie meczu w ramach Final Four Kibice w czasie meczu w ramach Final Four Fot. Radosław Jóźwiak / Agencja Wyborcza.pl

Gigantyczny budżet Skry

Tylko że Skra ma co roku do wydania 18 mln zł, inni o wiele mniej...

- To nie są takie kwoty. Przez sześć ostatnich lat budżety drużyn z czołówki były bardzo zbliżone - po 10-12 mln zł. Cieszę się, że konkurencja jest coraz mocniejsza i bogatsza. Pięciu nowych graczy klasy światowej w ZAKS-ie Kędzierzyn to gwarancja nie tylko poziomu sportowego, ale też odpowiednie nakłady finansowe. W Resovii też, choć to akurat inny przypadek [sponsor prywatny, firma Asseco]. Nie jest tak, że tylko Skra oderwana jest od rzeczywistości, a reszta ledwo wiąże koniec z końcem.

Pretensje do dziennikarzy

Każda ocena pana zespołu spotyka się z natychmiastową retorsją słowną. Buduje pan atmosferę oblężonej Skry, której wszyscy chcą za wszelką cenę dokopać.

- Jeżeli atakuje się nas za sponsora, a inne kluby, których budżety także pochodzą ze spółek skarbu państwa, zostawia się w spokoju, to jak mam reagować? Pracuję w klubie na co dzień, wiem, jak trudno wszystko poukładać, mając tylu kadrowiczów, a dziennikarze piszą i mówią, że mistrzostwo Polski to rzecz oczywista, albo nawet gorzej: że straciliśmy sezon, bo zdobyliśmy w nich tylko mistrzostwo kraju. Mam zachować w takiej sytuacji spokój? Idźmy dalej, klubowe mistrzostwa świata. W jakiejkolwiek formule [w pierwszej akcji trzeba było atakować z drugiej linii] były one rozgrywane, zajęliśmy drugie miejsce. Zaproszono nas tam jak wszystkich innych uczestników. Wywalczyliśmy srebro w dosłownym tego słowa znaczeniu, pokonaliśmy mistrza Brazylii, stoczyliśmy wspaniały bój z Dynamem Kazań. Okupiliśmy to wszystko kontuzją Stephane?a Antigi, promowaliśmy całą polską siatkówkę, a nasz występ przeszedł całkowicie bez echa. To, jak dziennikarze zdeprecjonowali ten sukces, było naprawdę nie fair. Trudno wtedy o uśmiech.

Cały wywiad w poniedziałkowej Gazecie Wyborczej

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.