Lotto Ekstraklasa gotowa do startu. Rusza kolejny wyścig ślimaków czy może chartów?

Lotto Ekstraklasa ma wiele wad, ale jakie byłoby życie bez niej? W każdym kolejnym sezonie kibice mają wiarę, że idzie lepsze. Nie inaczej jest dziś. W startujących rozgrywkach wyścig ślimaków ma zamienić się w wyścig chartów. Ale czy polskie kluby mają do tego argumenty?

W 2016 roku pojawiła się nadzieja. Do miana impulsu, który może sprawić, że Ekstraklasa wyrwie się z przeciętności, pretendowały udane dla Polaków mistrzostwa Europy. We Francji potwierdziło się, że ligowcy: Krzysztof Mączyński, Artur Jędrzejczyk, Tomasz Jodłowiec, Michał Pazdan czy Bartosz Kapustka z powodzeniem mogą walczyć na europejskich arenach. A więc w teorii wystarczyło tylko przenieść ich reprezentacyjny poziom na ligowe murawy.

Tuż po turnieju nadwiślański futbol otrzymał tak potrzebny mu zastrzyk świeżej futbolmanii, której zapalnikiem było właśnie Euro. A chwilę później Legia Warszawa awansowała do Ligi Mistrzów i zaczęło wydawać się, że sen się spełnia. Życie zweryfikowało te nadzieje i ligowy poziom co najwyżej się utrzymał. A są też tacy, jak Michał Probierz, którzy mówią, że spadł i niezmiennie spada. Dziś nikt nie mówi już o impulsie mundialowym, bo mistrzostwa poszły Polakom fatalnie, a i w podstawowym składzie kadry grał tylko jeden piłkarz z naszej ligi. A żyć trzeba, bo lada chwila wystartuje kolejny ekstraklasowy wyścig po mistrzostwo Polski. Czy tym razem możemy spodziewać się czegoś nowego? Czy rozczarowanie zastąpi euforia?

IMecz eliminacyjny Ligi Mistrzow Legia Warszawa - Cork City FC w Warszawie IMecz eliminacyjny Ligi Mistrzow Legia Warszawa - Cork City FC w Warszawie Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Wyścig żółwi, ślimaków a może chartów?

Jeszcze niedawno polscy kibice kpili, że zamiast wyścigu chartów mamy wyścigi żółwi czy też ślimaków. Dlaczego teraz ma być inaczej? Przecież status quo ligi jest zachowane. Faworyt jest ten sam i pretendenci są ci sami. To nie zmienia się zresztą od kilku lat. Legia Warszawa wygrywa, nawet wtedy, gdy na to nie zasługuje, Lech Poznań chce coraz mocniej i coraz gorzej mu idzie, a Jagiellonia Białystok wita się z gąską, aby kolejny raz cieszyć się 'tylko' z drugiego miejsca. Z jednej strony to dobrze, że ligowa czołówka jest ugruntowana. Z drugiej jednak szkoda, że jest tak słaba. I największym rywalem Legii okazuje się często sama Legia.

W ostatnim sezonie mieliśmy dwa powiewy świeżości - jeden z Zabrza, drugi z Płocka. Górnik opuścili jednak Damian Kądzior, Rafał Kurzawa i Mateusz Wieteska, a Wisłę José Kanté, Arkadiusz Reca i Konrad Michalak, a także trener Jerzy Brzęczek, który jest już selekcjonerem reprezentacji Polski. Trudno więc prorokować czy te dwa kluby znów mogą być cichymi faworytami do walki o europejskie puchary. Ale może właśnie to Górnik z Wisłą są zwiastunem nadchodzących zmian? Bo nie jest tak, że wszystko należy spalić i zakopać. Jest za to coraz więcej pozytywnych przykładów. W Polsce udało się zatrzymać na przykład króla strzelców ligi Carlitosa, który z Krakowa przeniósł się do stolicy. Liga wciąż ma kilka dumnie prężących się stadionów, które trzeba jeszcze wypełnić. Do ekstraklasowego grona dołączyło kilka nowych twarzy i dwaj ambitni beniaminkowie - z Legnicy i Sosnowca. Kluby dostaną też więcej pieniędzy od sponsorów, bo ogłoszono już nowe umowy z Lotto i PKO. To wszystko może być - choć wciąż mozolnym i powolnym - marszem w stronę normalności.

Pedro Tiba Pedro Tiba lechpoznan.pl/fot. Przemysław Szyszka

W Legii i Lechu stawiają na rozsądek

W przeciwieństwie do kilku innych letnich okien transferowych polskie kluby nie otworzyły swoich portfeli tak szeroko, jak turyści w nadbałtyckich kurortach. Było skromnie, czasem wręcz biednie, ale rozsądnie. Legia ściągnęła z Górnika Wieteskę, z Płocka Kanté i z Wisły Kraków Carlitosa. Sprowadzenie całej trójki kosztowało tylko 3 mln zł. Niedużo, biorąc pod uwagę fakt, że każdy z nich w poprzednim sezonie był wyróżniającą się postacią Ekstraklasy. Dodatkowo wszyscy oni znają już reguły ligi, które nie dla wszystkich są przecież oczywiste.

Koniec ze ściąganiem piłkarskich wagonów z czterech stron świata ogłoszono w Poznaniu. Po tym jak do Wielkopolski sprowadzono niezbyt produktywną międzynarodówkę (Czarnogórca, Szweda, Duńczyka, Chorwata czy Ukraińca), szefowie Kolejorza postanowili zmienić kurs i - podobnie jak w Warszawie - postawić na krajową jakość. Zakontraktowano więc na przykład Tomasza Cywkę z Wisły Kraków. Bliski Poznania był także jego klubowy kolega Carlitos, który ostatecznie trafił do stolicy (na liście szefów Kolejorza byli także Kądzior i Kurzawa). Wyjątkiem mają być dwaj Portugalczycy przy których ściągnięciu palce maczał nowy trener Ivan Durdević. Pierwszy to 29-letni pomocnik Pedro Tiba, który rzekomo kosztował milion euro, drugi to snajper Joao Amaral. Na pierwszy rzut oka statystyki obu robią spore wrażenie.

Michał Mak Michał Mak (fot. MIECZYSŁAW MICHALAK

Ligowy trend: lepsi Polacy niż przeciętniacy

Na ogranych w Polsce piłkarzy postawiono nawet w Lechii Gdańsk, która po odchudzeniu kadry (z klubu odeszli m.in. Marco Paixao, Jakub Wawrzyniak, Simon Sławczew, Sebastian Mila czy Milen Gamakow) posiliła się przy polskim stole. Do drużyny znad morza dołączyli Zlatan Alomerović z Korony Kielce i Jarosław Kubicki z Zagłębia Lubin, a z wypożyczenia ściągnięto Jakuba Araka, Michała Maka i Mateusza Lewandowskiego. Taki trend opanował zresztą wszystkie czołowe zespoły. Jagiellonia sprowadziła tylko jednego piłkarza z zagranicy (i nastoletniego Martina Adameca od razu wypożyczyła go do Wigier Suwałki), tam samo Górnik, który poza Jesusem Jiménezem wzmocnień szukał głównie w 1 lidze. Nawet Wisła Płock, jeśli wzięła obcokrajowca, to z doświadczeniem w Ekstraklasie (Ricardinho). Przykład Wisły właśnie, a także Górnika, udowadnia ligowym szefom, że nie trzeba płacić milionów za przeciętnych obcokrajowców, aby grać dobrze i jeszcze na tym zarobić. Jeżeli wiara trenerów w młodzież będzie tak duża, jak wiara Marcina Brosza i Brzęczka, to przepis o obowiązku wystawiania w podstawowym składzie jednego młodzieżowca okaże się całkowicie zbędny.

Faworyt bez zmian

Faworytem do zdobycia mistrzostwa jest niezmiennie Legia. Po ostatnich zakupach imponuje jej linia ofensywna. Poza Carlitosem i Kanté z wypożyczenia wrócili Dominik Nagy, Konrad Michalak, a także Sandro Kulenović. Chorwat uzupełnia trio, które ma odciążyć Jarosława Niezgodę na barkach którego do tej pory spoczywała odpowiedzialność zdobywania bramek. Nieco inaczej sprawa ma się w defensywie. Tam z pewnością zespołowi przydałby się jeszcze jeden doświadczony piłkarz. Być może będzie to reprezentant Rumunii Steliano Filip? Albo Serb z Dynama Kijów Aleksandar Pantić? Ten pierwsze może zastąpić będącego na wylocie z Łazienkowskiej Artura Jędrzejczyka, drugi natomiast mógłby być następcą Michała Pazdana, który kolejny raz chce opuścić zespół mistrza Polski, aby spróbować sił w lidze zagranicznej.

I choć ławka Legii jest dziś szeroka, to trener Dean Klafurić musi być czujny. Szczególnie, że forowane przez niego ustawienie z trzema obrońcami ani nie przypadło do gustu piłkarzom, ani nie daje oszałamiających efektów. Na razie Legia zdążyła przegrać mecz o Superpuchar Polski i w brzydkim stylu zapewniła sobie awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Klafurić podkreśla jednak, że jest zdeterminowany by swój system wciąż rozwijać i testować.

Górnik Zabrze - Wisła Płock 0:1 Górnik Zabrze - Wisła Płock 0:1 GRZEGORZ CELEJEWSKI

Niepewna grupa pościgowa

Wielkie porządki odbyły się w Poznaniu i Gdańsku. Lecha opuścili latem Emir Dilaver (klub zarobił na nim 900 tys. euro), Oleksij Chobłenko, Mario Situm, Elvir Koljić oraz Radosław Majewski, a ostatnio podobny los spotkał Nicklasa Barkrotha, który wrócił do Szwecji po tym jak okazał się jedną z najboleśniejszych pomyłek w historii klubu. Wzmocnienia są niezbędne jeżeli poznaniacy mają w końcu zamiar nawiązać z Legią wyrównaną walkę. I nie tylko z nią, bo dwumecz z armeńskim Gandzasarem Kapan w Lidze Europy udowodnił, że piłkarze Ivana Durdevicia wciąż są na wakacjach. Do ofiar poprzednich tygodni dołączył też wieloletni szef siatki skautów Tomasz Wichniarek, który został zwolniony. Zwolnienia były także w Lechii. Te nie ominęły nawet pracowników biura prasowego. Dodatkowo klub opuściła duża grupa zawodników, a wciąż niepewna jest przyszłość m.in. Sławomira Peszko i Milosa Krasicia. Trener Piotr Stokowiec stoi przed wielkim wyzwaniem, bo w Gdańsku źle funkcjonowała nie tylko cała drużyna, ale również klubowa kasa, która od kilku lat regularnie świeci pustkami. A oczekiwania prezesa Adama Mandziary są niezmienne - awans do europejskich pucharów.

Obecność w lidze jeszcze raz będą chcieli zaznaczyć także 'Górnicy' z Zabrza i 'Nafciarze' z Płocka. Ci drudzy w piątek poinformowali, że podpisali nową umowę z dotychczasowym sponsorem - PKN Orlen. Od teraz naftowa spółka będzie sponsorem strategicznym Wisły. To może dać klubowi drugi oddech i możliwości, aby na stałe dołączyć do ligowej czołówki.

11.07.2018 Zabrze. Marcin Brosz podczas treningu Gornik Zabrze. Fot. Jan Kowalski / Agencja Gazeta
11.07.2018 Zabrze. Marcin Brosz podczas treningu Gornik Zabrze. Fot. Jan Kowalski / Agencja Gazeta JAN KOWALSKI

Brosz kolejny raz musi szlifować diamenty

Na przeciwnym biegunie jest Górnik, który wciąż zmaga się z widmem poprzednich, słabych finansowo lat. Dodatkowo zabrzanie latem oddali rodowe srebra za bezcen. Za Damiana Kądziora Dinamo Zagrzeb zapłaciło 400 tys. euro, 500 tys. zł za Mateusza Wieteskę przelała Legia, a Rafał Kurzawa po prostu nie przedłużył kontraktu. Piłkarzem za którego klub może wciąż dostać godne pieniądze jest Szymon Żurkowski, ale on na razie nie pali się do wyjazdu, a i dobrych ofert brak. Marcin Brosz nie może więc pozwolić sobie na transferowe szaleństwa i prawdopodobnie do końca okna będzie zmuszony szukać wzmocnień wśród młodzieży. Ale jeżeli znajdzie diamenty i oszlifuje je tak, jak Żurkowskiego, Loskę czy braci Wolsztyńskich, to Górnik bez trudu powinien wywalczyć sobie lokatę w czołowej ósemce Lotto Ekstraklasy.

Mecz Wisła Kraków - Korona Kielce Mecz Wisła Kraków - Korona Kielce ADRIANNA BOCHENEK

Wielkie problemy Wisły

Trudna jest sytuacja Wisły Kraków, która od miesięcy zmaga się z finansowymi tajfunami. Niemal do ostatniego dnia przed ligowym startem nad krakowianami wisiało widmo gry na innym stadionie, niż ten przy Reymonta. Wszystko przez zadłużenie wobec miasta Krakowa. Ostatecznie m.in. dzięki Zbigniewowi Bońkowi, pożar udało się zagasić, ale tylko na trzy mecze, bo na tyle zostało podpisane warunkowe porozumienie. Jeżeli Wisła do tego czasu nie znajdzie pieniędzy na które czeka miasto, klub będzie musiał przenieść się na inny obiekt.

Sytuacja finansowa 'Białej Gwiazdy' wpłynęła też na jej transfery, które ograniczyły się do pozyskania Dawida Korta z Pogoni Szczecin i młodego Riccardo Gryma. To trochę za mało, biorąc pod uwagę fakt, że klub opuścili: Carlitos i Tomasz Cywka, Petar Brlek, Pol Llonch, Iván González i Julián Cuesta, a kariery zakończyli Arkadiusz Głowacki i Paweł Brożek. Dużo wskazuje na to, że zespół Macieja Stolarczyka czeka walka o ligowe utrzymanie.

Liga będzie ciekawa!

Grupa zespołów, które mogą zaskoczyć, jest spora. Może będzie to sąsiadka Wisły Cracovia, która po drugiej stronie Błoni przekazała władzę Michałowi Probierzowi, który - jak zwykle - chce grać o wszystko? A może Pogoń Szczecin z którą rekordowe okno transferowe? Po sprzedaży Jakuba Piotrowskiego do KRC Genk za dwa miliony euro i Adama Gyurcso do Hajduka Split za 450 tysięcy euro w Szczecinie pierwszy raz od dawna mogli pozwolić sobie na większe zakupy. Skorzystał z tego trener Kosta Runjaić sprowadzając do klubu Adama Buksę, Radosława Majewskiego, Mariusza Malca czy Zvonimira Kozulja z Hajduka. Jest jeszcze lubiący zaskoczyć (także negatywnie) Śląsk Wrocław z zawsze gotowym do pomocy swojej drużynie trenerem Tadeuszem Pawłowskim. Sporo można spodziewać się także po beniaminkach Miedzi Legnica i Zagłębiu Sosnowiec, które nie chcą iść drogą niedawnego spadkowicza Sandecji Nowy Sącz i planują na dłużej zagościć na ekstraklasowych salonach. 

I choć wciąż daleko, aby walka o mistrzostwo Polski zmieniła się w wyścig hartów, to w tym roku bój o tytuł może być naprawdę fascynujący. A na pewno - wszyscy sobie tego życzymy,

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.