Trzy i pół hat-tricka, czyli piłkarski weekend w Europie

"Gdzieś Hiszpania za górami, a tu zima karnawał jest z nami" - śpiewał strasznie dawno temu jakiś obciachowy idol naszych rodziców, ale tym razem tak się składa, że właśnie za tymi górami, tudzież za morzami toczy się teraz prawdziwe życie, to znaczy oczywiście zaraz po Małyszu, Stochu, ręcznych i tenisistach. Wszystkim stęsknionym za nożną - dedykujemy to skromne podsumowanie.







Mario Gomez Mario Gomez AP/Matthias Schrader

Hat-trick po raz pierwszy: Mario Gomez

Zaczynamy bez zbędnych wstępów od powrotu dawno nie widzianej, wyczekanej i wytęsknionej Bundesligi, której twarzą w tym tygodniu zostaje Mario Gomez (choć chciałybyśmy, żeby został też trochę jej klatą...) zdobywca trzech bramek w meczu Bayernu z Kaiserslautern, które to bramki stanowiły jednak zaledwie trzy piąte ogólnego wyniku, a w zwycięskim Bayernie jest coś takiego, co dodaje nam energii, radości i siły do życia na cały tydzień. Hell yeah:

 

 

 

 

 


A żeby było jeszcze weselej, dwa gole dla Kolończyków zdobył nasz kochany Lu-lu-lu Lukas Podolski:

 

 

 

 

 

 

Bundesliga FTW!

 Dimitar Berbatov Dimitar Berbatov AFP/GETTY IMAGES/PAUL ELLIS

Hat-trick po raz drugi: Dymitar Berbatov

Czyli nasz 'nie-tak-znowu-secret' crush, nasza guilty pleasure, regularny gość najniegrzeczniejszych naszych fantazji, i najseksowniejsze zakola sportu - znów pokazał, że Manchester United zależy w durzej mierze od jego długich, pięknie rzeźbionych nóg. I podobnie jak w przypadku Mario Gomeza, koledzy dołożyli jeszcze dwie bramki, także całe spotkanie Diabłów z Birmingham City zakończyło się piątkowym pogromem.

 

 

 

 

 

 

Co sprawia, że pomimo całej naszej (a jeszcze bardziej Waszej) sympatii dla Arsenalu, czujemy się jednak bezpieczniej, i uważamy, że świat jest bardziej poukładany i silniej osadzony w swoich podstawach, jeśli to Man United jest na czele tabeli Premier League. Wiecie, to trochę jak aksjomat: David Villa robi biczfejsy, Szarapowa jęczy na korcie, woda wrze w 90 stopniach, a Diabły pod wodzą Fergusona... - no, wiadomo co.

Robin van Persie Robin van Persie AP/Sang Tan

Hat-trick po raz trzeci: Robin van Persie

Dwa punkty za United w ligowej tabeli i dwie bramki mniej w sobotnim spotkaniu - to sytuacja egzystencjalna Arsenalu. Głównym egzekutorem kanonierskiej salwy okazał się tym razem Robin van Persie, który pozwolił sobie nawet na luksus nie strzelenia karnego - a co, stać go:

 

 

 

Fernando Torres Fernando Torres REUTERS/DARREN STAPLES

Prawie jak hat-trick: Fernando Torres

Fernando strzelił wprawdzie tylko dwa gole, ale w kontekście pierwszego ligowego (w dodatku wyjazdowego!) zwycięstwa Czerwonych pod wodzą legendarnego trenera Kenny'ego Dalglisha smakują one dla fanek Liverpoolu jak podwójny hat-trick. Zwłaszcza, że Nando celebrował tak pięknie, a nad Anfield Road (tak, wiemy, że to mecz wyjazdowy, ale nie psujcie nam retorycznej koncepcji) wiał taki wiatr odnowy, że w połaczeniu ze zwycięstwem Bayernu starczy nam energii chyba na, bez kozery, półtora tygodnia:

 

 

 

 

 

 Karim Benzema Karim Benzema AP/PAUL WHITE

''Gdzieś Hiszpania, za górami...'' czyli hat-trick po raz... czwarty!

W obliczu germańsko-niemieckich hat-tricków i pół hat-tricków (nie pytajcie nas w jaki sposób dwa z trzech goli dają pół hat-tricka, jesteśmy kobiecym i różowym serwisem sportowym) hiszpańskie perypetie wypadają trochę blado. Real wygrał skromniutko 1:0 po bramce Karima Benzemy, ale za to trener Mallorki, Michael Laudrup strzelał jakieś uberbiczfejsy z zupełnie innego wymiaru biczfejsowatości...

 

 

 

 

Michael Laudrup

 

 

Barcelona - jak na siebie - też niezbyt oszałamiająco, bo ''zaledwie'' 3:0, najsłodszym elementem spotkania była natomiast ta część, w której Leo Messi zrobił to:

 

 

 

BARCELONA, SPAIN - JANUARY 22:  Lionel Messi of Barcelona shows a shirt which translates to 'Happy Birthday Mummy' after scoring his second side's goal during the La Liga match between Barcelona and Racing Santander at Camp Nou on January 22, 2011 in Barcelona, Spain. Barcelona won 3-0.  (Photo by David Ramos/Getty Images)

 

 

 

Awwwwwwwww... ktoś tu jest megasłodziakiem...

 



Największych emocji sportowych dostarczyła chyba jednak Sevilla wygrywając 4:1 z Levante i jej własnie skrót pokażemy, przełamując madrycko-barceloński monopol na nasze iberyjskie westchnienia. Poznajcie hat-tricka numer 4 - pan Luis Fabiano!

 

 

 

 

 

 

 

 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.