Podsumowanie 3. kolejki fazy grupowej Pucharu Konfederacji

Czyli o tym jak Włosi zostali specjalistami od futbolowych horrorów, Jordi Alba najpoważniejszym rywalem Torresiątka o fotel dyżurnego strzelca La Roja, Tahiti, przy akompaniamencie oklasków, żegnało się z turniejem i wiele wiele innych smaczków trzeciego aktu fazy grupowej.
Działo się! Działo się! internet

Grupa A: Brazylia - Włochy 4:2

Jeśli się mylimy to nas poprawcie, ale tak emocjonującego meczu na poziomie międzynarodowym nie było chyba od czasów EURO 2012. I pomyśleć, że jedyną stawką był tylko (i aż!) prestiż i nietrafienie na Hiszpanię w półfinale.

Zaczęło się niezwykle niewinnie, do stoickim spokoju Włochów i Brazylijczykami z inicjatywą, ale bez większych popisów pod bramką, a skończyło sześcioma golami, pięć razy tyloma faulami, zażarcie kłócącymi się z sędzią tymi pierwszymi i dziką radością tych drugich, jakby dostali się właśnie co najmniej do finału MŚ, a nie wygrali mecz o pietruszkę.

 

W międzyczasie były dramatyczne straty w ludziach - Canarinhos musieli odesłać na ławkę Luiza (nie, nie nos, tym razem mięśnie), a Włosi Abate i Montolivo. Były bramki z rzutów wolnych o których będzie mówić się przez lata (Neymar), było szaleńcze odrabianie strat - (dwukrotnie Azzurri odpowiadali już po 5 minutach na ciosy rywali), były obowiązkowe kartki za brutalne faule (Neymar, Marchisio, Luiz Gustavo), były groźne miny Balotelliego i tańczący Neymar. Wreszcie była niezwykła końcówka, gdzie przegrywający rzucają się z nowymi siłami do ataku, obijają poprzeczki i Julio Cesara, a i jak na złość kończy się tylko podwyższeniem rezultatu przez prowadzących Canarinhos. To był dobry mecz.

 


 




P.S. Kurczę, kiedy to się stało, że Włosi (WŁOSI!!!!!) stali się specjalistami od emocjonujących meczów i szaleńczych pościgów?! Świat staje na głowie, dziewczęta, świat naprawdę staje na głowie.

 

P.P.S. Byśmy zapomniały - ależ oczywiście, że były na koniec też klaty.

 

Smutek Meksyku Smutek Meksyku internet

Grupa A: Japonia - Meksyk 1:2

W drugim meczu grupy B już tak ciekawie nie było, bo być nie mogło. Zarówno Japonia jak i Meksyk były w dość mało-szampańskich humorach i mecz o honorowe pożegnanie z Pucharem Konfederacji traktowały w postaci przykrego obowiązku.

 

Mimo wszystko, zapewne przyjemnie było El Tri przypomnieć sobie, jak to jest być stroną dominującą i dyktującą warunki na murawie, bo to zdecydowanie ułatwiał im Mistrz Azji, który wciąż chyba nie otrząsnął się z porażki z Włochami. Przez długi czas oglądaliśmy więc mało pasjonujący, jednostronny mecz i to na dodatek bez bramek, bo Chicharito zlitował się dopiero po godzinie i postanowił wreszcie wykorzystywać swoje okazje strzeleckie. Potem za to z rozpędu wykorzystał aż dwie, co ciekawe, obie głową i Meksyk pewnie wygrywał 2:0.

 


Kolejna szczypta emocji to dopiero ostatnie minuty gry - honorowa bramka Japonii autorstwa Okazaki - i w doliczonym czasie gry - podyktowany karny za faul na Hernandezie, którego niespodziewanie ten nie wykorzystał i nie skompletował hat-tricka w ramach "papa" rzucanego w kierunku turnieju.

 

 

Man of the Match Man of the Match internet

Grupa B: Hiszpania - Nigeria 3:0

Wygląda na to, że Torres wybrał sobie Puchar Konfederacji, by wrócić na stołek dyżurnego strzelca reprezentacji Hiszpanii - czyżby "na krótko i w brązie" było odpowiednikiem niegdysiejszego magicznego truskawkowego blondu? Na to wygląda, bo wczoraj choć zaczął na ławce, to w obliczu strzeleckiego rozleniwienia kolegów wszedł 60. minucie i potrzebował jakichś trzech sekund na zdobycie swojej 5-tej bramki w tym turnieju.

 

 

 

Dlaczego nie było go wcześniej? Ano, bo Vicente del Boque na to spotkanie wymienił prawie całą wyjściową jedenastkę - z tej która obiła Tahiti pozostał jedynie Ramos i Albiol, a do boju na Nigerię wysłał barcelońską wariację na temat La Roja z aż ośmioma piłkarzami Mistrza Hiszpanii w składzie.

 

Ten manewr i ta ilość niekoniecznie przełożyła się na jakość. Hiszpania przez długi okres poruszała się po bosiku w mocno zwolnionym tempie, akcje kleciła jakby od niechcenia i generalnie można była odnieść wrażenie, że część piłkarzy myślami jest w domu, gdzie świętują Dzień Ojca ze swoimi pociechami. Hmm, właściwie to ta teoria by się zgadzała, zważywszy na to, że najaktywniejszy na boisku i jak się później miało okazać najlepszy (nagroda "Man of the Match") był Jordi Alba, prywatnie bezWAGsowy i bezdzietny.

 

 

 

Alba otworzył i zamknął wynik spotkania, będąc pierwszym od 2005 roku hiszpańskim obrońcą, który zdobywa w jednym meczu dwie gole. Nigeryjscy obrońcy, ani nawet napastnicy nie byli tak bramkostrzelni i choć okazji mieli od grona, bo co rusz sponsorowali im je Ramos z Pique, a La Roja momentami nie miała nic przeciwko, by oddać im piłkę na długie minuty, to Musa z Akpalą namiętnie mijali się z piłką, strzelali w poprzeczki, bądź chybili o ułamki milimetrów.

 

 

 

No to machamy różową chusteczką na pożegnanie Nigeryjczykom i zacieramy ręce na drugi, europejski półfinał, który będzie jednocześnie smakowitym rewanżem za finał EURO 2012 Będzie gorrrrąco.

 

Będziemy tęsknić, chłopaki! Będziemy tęsknić, chłopaki! internet

Grupa B: Tahiti - Urugwaj 0:8

Luis Suarez i uroczy, bezbronni Tahitańczycy na jednym boisku i w boju? To nie brzmiało dobrze i modliłyśmy się tylko by obyło się bez ofiar. Okej, żartujemy, tak naprawdę odetchnęłyśmy już, kiedy okazało się, że w wyjściowej jedenastce nie ma piłkarza Liverpoolu, nieco jednak bardziej zasmucił nas fakt, ze obok niego na ławce pojawili się też obaj panowie o imieniu Diego i nie mamy co liczyć na strzelecki popis naszego ulubieńca.

Co jednak nie zrobiły gwiazdy Urugwaju, zrobili ich zmiennicy, w tym właściwie głównie Abel Hernandez, o którym (przyznamy szczerze) usłyszałyśmy jeden z pierwszych razy, ale po czterech bramkach jakie wpakował Tahiti zapewne my i włodarze europejskich klubów przyjrzą mu się bliżej.

 

 

 

Niestety maskotkom Pucharu Konfederacji znowu nie udało się wiele ugrać, znowu nie udało się strzelić honorowej bramki, choć tradycyjnie zostawili swoje wielkie serca na boisku, ograniczając wymiar kary tylko do ośmiu bramek (po jednej Perez i Lodeiro, dwie wchodzący w drugiej połowie Suarez - nie nie ugryzł nikogo).

 

Uruguay's forward Luis Suarez celebrates after scoring against Tahiti during their FIFA Confederations Cup Brazil 2013 Group B football match, at the Pernambuco Arena in Recife on June 23, 2013.   AFP PHOTO / DANIEL GARCIA        (Photo credit should read DANIEL GARCIA/AFP/Getty Images)

 

Okazało się jednak, że strzelić karnego Tahiti podczas tego turnieju to zadanie nie tylko ponad siły Fernando Torresa, ale i Scottiego - jego strzał obronił stojący wczoraj w bramce Tahiti Muriel i został bohaterem narodowym.

 

 

 

 

Tymczasem Urugwajczycy wychodzą więc z grupy B z drugiego miejsca i zmierzą się z Canarinhos w południowoamerykańskim półfinale, a Tahitańczycy wracają do domu po najprawdopodobniej największym przeżyciu w całym ich dotychczasowym życiu. Trzymajcie się chłopcy, mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy!

 

 

 

 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.