Przeciwnicy United i ich marszu w stronę 20. tytułu w Premier League mogą mieć używanie: kolejne zwycięstwo 1:0, nad słabym rywalem, który w dodatku sam sobie wbił gola. Ba, gdy przyszłam do redakcji sportowej w Wielką Sobotę powitał mnie kwaśnym komentarzem: "No, to macie kolejne badziewne zwycięstwo na koncie".
Tylko, że właśnie takimi zwycięstwami wykuwa się mistrzostwo i nie zawsze da się zwyciężać po 4:0 (pozdrawiamy Manchester City) i w pięknym stylu. Najważniejsze, żeby gromadzić punkty. Nawet jeśli Kagawa nie pamięta do czego służy piłka:
Prawda, Groszku?
Zerkałyśmy na ten mecz na zamianę z pojedynkiem Southampton - Chelsea (o którym za chwilę) i mimo, że Arsenal szybciutko objął prowadzeni po golu Gervinho...
...jakoś nie mogłyśmy się skoncentrować, bo w Southampton zdecydowanie więcej się działo. Do przerwy było 1:0 dla Arsenalu, ale po przerwie zrobiło się o wiele ciekawiej. Kanonierzy zaczęli strzelać na potęgę: Cazorla...
...Giroud...
....Arteta (ten ostatni z karnego), swoją brameczkę dorzucili też goście, a konkretniej - Robson-Kanu. I tak, wiemy, że nasze doszukiwanie się bromansów wszędzie zakrawa na małą obsesję, ale... Czy to nie jest słodkie?
Już tylko dwa punkciki dzielą Kanonierów od czwartego miejsca w tabeli, które premiowane jest udziałem w eliminacjach do LM, a które obecnie zajmuje Chelsea, a cztery do trzeciego dającego bezpośredni awans do elitarnych rozgrywek.
P.S. No ale cheer up Wojtusiu! Bo nam się serduszko kraja...
Ile to już razy mówiłyśmy, że Southampton jest fajne, bo jest fajne, a ni dlatego, że gra tam Artur Boruc? W sobotę też było fajne, dzielnie stawiając opór samej Chelsea i ba! - na oporze nie poprzestało, bo na kontry świętych naprawdę miło było patrzeć. Po jednej z takich kontr padła śliczna bramka Rodrigueza...
...który sam w sobie też jest całkiem blisko "śliczny".
Chciałybyśmy bardzo napisać coś dobrego o grze Chelsea, ale naprawdę, jest to trudne, zwłaszcza jeśli chodzi o pierwszą połowę. No to może jedynie napiszemy, że stały fragment gry, po którym zdobyli wyrównującą bramkę rozegrany był podręcznikowo - Marko Marin ślicznie zacentrował z rzutu rożnego, a niekryty John Terry idealnie wyskoczył i głową skierował piłkę do siatki. Osiągnięcie to jednak nieco beldnie wobec tego, co chwilę potem, w odpowiedzi, zrobił Rickie Lambert z rzutu wolnego...
Do przerwy było więc 2:1 dla Southampton. Po przerwie nie było już Boruca (biedaczek uskarżał się na zawroty głowy - mamy nadzieję, że to chwilowa niedyspozycja), był za to Eden Hazard, który wniósł sporo ożywienia do gry Niebieskich, wynik jednak zmianie nie uległ. Na pocieszenie - Torres w Żelaznej Masce, który wygląda w niej całkiem hot. Tak, wiemy to dziwne, ale tak właśnie jest.
No więc właśnie, United skromnie, a drugie w tabeli City - z rozmachem! Aż cztery bramki na Etihad Stadium, w tym jedna, co bardzo, bardzo nas cieszy - autorstwa wiecznie niedocenianego Davida Silvy. Oprócz niego strzelali Tevez, Kompany i Yaya Toure.
I to niestety wszystko, co mamy do powiedzenia o tym meczu, bowiem odbywał się od w sobotę o 16.00, równolegle z meczami Chelsea i Arsenalu i po prostu najzwyczajniej w świecie nie dałyśmy rady go obejrzeć.
Liverpool wygrał, bramki strzelali piękny Jordan Henderson i Steven Gerrard, którego uśmiech, jak dobrze wiemy, jest w stanie przegnać najczarniejsze chmury, było więc miło, radośnie i przyjemnie. Chociaż to Aston Villa wykorzystała nieporadność strzelecką The Reds w pierwszej połowie i pierwsze strzeliła bramkę, za pomocą nóg Christiana Benteke. Liverpool zabrał się więc ostro do pracy po zmianie stron i już w 47. minucie były efekty w postaci bramki Hendersona właśnie, po genialnym podaniu Coutinho.
W 60. minucie z karnego trafił Steven Gerrard i nad całą Anglią zajaśniało słońce jego uśmiechu...
...no ale Luiz Suarez pozazdrościł Steviemu naszej atencji i wpakował się mu na plecy, sam szczerząc się w uśmiechu.
W 93. minucie kibice Liverpoolu przeżyli chwile grozy, bowiem do sieci ponownie trafił Benteke, sędzia jednak słusznie odgwizdał spalonego. Wygrana przedłużyła nadzieje Czerwonych na walkę o europejskiej puchary. Do piątego Arsenalu, który rozegrał jeden mecz mniej, siódmi w tabeli tracą teraz pięć punktów.
O tym meczu piszemy w zasadzie tylko dlatego, że objawił się w nim nieco przez nas zapomniany Andy Carroll, objawił się z podciętymi włosami i w opasce, czyli w wersji, której jest już zdecydowanie bliżej do "hot" niż do "not", a przecież nigdy właściwie nie wiedziałyśmy, jak to z tym Andym jest.
Andy strzelił dla West Hamu dwie bramki, i choć najładniejsza w meczu była środkowa bramka autorstwa O'Neila, to nasz Andy najładniej się cieszył, a West Ham awansował aż o trzy pozycje w tabeli.
West Ham United 3-1 West Bromwich Albion... przez goalsandsoccer
Opaski są dobre.
'I'm forever blowing bubbles...'
Damn you, Andy, tęskniłyśmy. Aż zaczęłyśmy przekopywać tumblra i znalazłyśmy strasznie fajny gif z Euro. Zasłużyłeś:
PS. Wiedziałyście, że Katy Perry jest kibicką West Hamu?