W Anglii, bowiem najciekawszy chyba mecz weekendu nie odbył się wcale w ramach Premier League, ale jako spotkanie 6. rundy Pucharu Anglii. Mierzyły się ze sobą dwie wielkie firmy i działy się rzeczy emocjonujące, i nie chodzi nam tylko o występowanie trzynożnych, dwugłowych, bezpiłkowych hybryd:
.
Manchester United wyszedł szybko na dwubramkowe prowadzenie po golach Chicharito i Rooneya i w 11. minucie było już 2:0. Co mogło oznaczać tylko jedno - ten mecz się tak nie skończy. I nie skończył się. Chelsea odrobiła straty (Hazard i Ramires) i zabrała się za sotrzeliwanie bramki De Gei z taką furią, jakby to była Częstochowa, a oni występowali w roli szwedzkich armat. W roli ks. Kordeckiego wystąpił natomiast David De Gea, który właściwie uratował remis dla swojej drużyny.
m2-2c przez Futbol2101
Efekt jest taki, że mecz będzie powtórzony na Stamford Bridge, a tam, to już wiecie, Anita Lipnicka wiecznie żywa...
Musimy przyznać, że nie jesteśmy ani trochę zaskoczone faktem, że w tym meczu padło aż pięć goli, ani, że były w nim niesamowite zwroty akcji, jesteśmy jednak nieco zaskoczone tym, że Liverpoolowi udało się wygrać. I choć drużynę prowadzoną przez AVB lubimy coraz bardziej, nie mówiąc już o Garethcie Bale'u, to jednak dla takich widoków warto kochać Premier League:
Pisałyśmy już wielokrotnie, że o Southampton piszemy nie dlatego, że Boruc, ale dlatego, że to fajna drużyna, tym razem odchodzimy jednak od tej zasady i piszemy właśnie ze względu na naszego bohaterskiego golkipera. Bohaterskiego, bowiem Artur obronił rzut karny w ostatniej minucie meczu i tym samy uratował remis Southampton. I jeden punkt, który może mieć bardzo wielkie znaczenie w walce Świętych o utrzymanie.
I w stu procentach zgadzamy się z Michałem Polem, który wrzucił na swojego facebooka to zdjęcie z opisem: