Dla Arsenalu każde zwycięstwo jest teraz na wagę złota, a jeśli ktoś w tej drużynie zasługuje na strzelanie goli i cieszenie się z nich to jest nim właśnie Santi Cazorla - niestrudzony playmaker i asystent. W meczu z Aston Villą strzelił dwie bramki, niestety Wojtuś znów nie zachował czystego konta. Mało tego - bramka Weimanna niestety obciąża naszego ulubieńca, z którym dzieje się ostatnio (jak i z całym Arsenalem), coś bardzo niedobrego.
No ale najważniejsze, że są trzy punkty, dające nadzieję na dogonienie Chelsea (Kanonierzy tracą do niej dwa oczka) i szansę na walkę o Ligę Mistrzów.
A Manchester sobie ucieka. Bardzo cieszy fakt, że choć wciąż serwują nam horrory, thrillery i Straceńcze Gonitwy, to nie trwoni punktów tak łatwo, jak w zeszłym sezonie. Robi swoje wygrywając z tymi, z którymi powinien, co ma wielkie znaczenie wobec faktu, że kalendarz szykuje teraz Diabełkom ciężką przeprawę na rozkładzie są Chelsea, Arsenal, Liverpool i City. No i Real w Lidze Mistrzów.
A bramka Rafaela? No cóż, da się ją opisać tylko za pomocą frazy, która zaczyna się na "Ale..." a kończy na "ał", ale że jest wysoce nieparlamentarna - nie będziemy jej tu przytaczać.
Szkoda tylko, że bramka Brazylijczyka została okupiona ciężką ofiarą Robina van Persiego, który tak się zagalopował, że - znów chciałoby się użyć owego nieparlamentarnego czasownika - (...) w kamerę, zapominając, że znajduje się na jednym z najmniejszych stadionów w Premier League.Zderzenie było na tyle poważne, że Holender musiał opuścić boisko (o losach kamery nic nie wiemy), a Sir Alex oświadczył po meczu, że Robina "boli biodro". Podobno jednak do wesela Realu się zagoi.
No i nie mogłybyśmy nie okrasić trzema radosnymi emotikonkami faktu, że gola strzelił nasz ukochany weteran - Ryan Giggs. :D :D :D
PS. Pomasować, Robin?
No dobra, Manchester City mógł sobie tracić w sobotę 15 punktów, stwierdził jednak, że co za dużo, to nie zdrowo i wypadałoby w końcu zacząć gonić ten United. Gorzej, że na drodze stała Chelsea, która również desperacko potrzebowała zwycięstwa żeby udowodnić, że wszystko z nią w porządku, a kryzys to może jest i w Grecji, ale na pewno nie na Stamford Bridge. Spodziewałyśmy się więc, że będzie co najmniej jakieś zażarte 3:3, akcje, gonitwy, faule, kartki, bójki, dramaty, ale trochę się rozczarowałyśmy.
Frank Lampard zmarnował karnego (czy raczej obronił go Joe Hart),
City atakowało bardziej i to mistrzowie Anglii wygrali 2:0 po golach Yaya Toure (który dostał za to w nagrodę entuzjastyczną przytulankę od Silvy...)
...i Teveza, odskakując od londyńczyków na siedem punktów.
PS. David Silva był w ogóle w jakimś mocno przytulankowym nastroju...
Tłumaczyłyśmy już ostatnio, że nie jesteśmy fankami "jarania się" ligowymi średniakami tylko dlatego, że gra tam jakiś Polak, ale przy tej samej okazji tłumaczyłyśmy też, że Southampton to nie jakiś pierwszy lepszy ligowy średniak ale strasznie fajny, zadziorny zespół. Wiedziałyśmy więc, że w jego meczu z Newcastle będzie się dużo dziać i działo się. Oooooj działo.
Southampton, tak jak mu się to wcale nierzadko zdarza, zaczęło od szybkiego objęcia prowadzenia - już w 3. minucie piłkę do siatki skierował Schneiderlin. Newcastle przypomniało sobie jednak, że gra u siebie, zabrało się do odrabiania strat i po pół godzinie było już 1:1. A tuż przed przerwą Papis Cisse huknął z woleja tak, że nasz biedny Artur nic nie mógł zrobić. W 50. minucie nadzieję gościom przywrócił Lambert, wyrównując na 2:2, ale potem było już bardzo źle dla Soton. Karny, a potem samobój i to gospodarze cieszyli się z kompletu punktów.
PS. Ej, fajna jest ta frakcja francuska w Newcastle...
PPS. Jay Rodriguez też jest fajny...
Ten mecz był koronnym dowodem na to, że a) Premier League jest najfajniejszą, najciekawszą ligą na świecie i nie przyjmujemy sprzeciwów b) Gareth Bale jest wielki i na miejscu Messiego i Cristiano zaczęłybyśmy się obawiać o reputacje najlepszego piłkarza globu. Chłopak strzela ostatnio takie bramki, że... no po prostu nie wiemy, co mówić. Zresztą, trudno się mówi, jak nie możesz znaleźć szczęki, która wala się gdzieś po podłodze.
W poniedziałkowym meczu dwóch londyńskich drużyn było wszystko: gole, akcje podbramkowe, szybkie tempo, półnagiego Joe Cole'a...
...i geniusz Garetha. Chciałybyśmy, żeby dzisiejsze El Clasico było chociaż w połowie tak dobre.
A przed spotkaniem Canal + wypuścił na swoim facebookowym profilu super tajne wideo, w którym przygotowujący się do komentowania spotkania Andrzej Twarowski... śpiewa. O lewatywie.
I jak tu nie kochać Premier League?