16. kolejka La Liga: derby Andaluzji i pojedynki Madrytu z Barceloną

Czyli jak mdlałyśmy na widok Isco, Mou strzelał fochy, a Camp Nou uśpiło "Tygrysa".

Sevilla FC - Malaga 0:2

W oczekiwaniu na zmagania Wielkiej Trójki mieliśmy w sobotę okazję oglądać mini szlagier w postaci derbów Andaluzji. Okej, Sevilla może podobnie jak koledzy z Athleticu jedzie w tym sezonie głównie na opinii z poprzednich, ale Malaga... Malaga to dopiero urządza sobie dzikie szaleństwa z wygraniem gruby CL włącznie.

x

W przeciwieństwie jednak do nas, Ciachoredaktorek, gospodarze wcale nie chcieli się poddać i oddać w formie jeńców Maladze, gdy piękniejący chyba z każdą minutą Isco wyszedł na murawę.

Wręcz przeciwnie, Alvaro Negredo wyglądał nawet jakby chciał coś w tym meczu ugrać, z uporem prawie w pojedynkę ostrzeliwując bramkę rywali. Rywale przy udziale Santa Cruza (ach te nasze oldschoolowe crushe) i Eliseu nie pozostali dłużni i pierwsza połowa byłą całkiem widowiskowa połową.

x

Na bramki jednak poczekać musiałyśmy aż do drugiej połowy, kiedy to ostatecznie do akcji wkroczył Demichelis i co się dziwić obronie Sevilli, same bałybyśmy się go zatrzymać. To jednak jeszcze nie załamało Sevillistas i nie zasmuciło pięknych oczu Navasa, zrobiła to dopiero sytuacja z 70. minuty, gdy jego kolega sfaulował w polu karnym Eliseu i temu nie zadrżała noga przy wykonywaniu rzutu karnego podyktowanego przez sędziego. Wynik już się nie zmienił, ale piękne obrazki pozostały z nami do końca.

http://25.media.tumblr.com/c29bea880bc6620660b15aadc19e934a/tumblr_mf4ryy1gUj1qj45zro1_500.jpg


Sevilla 0 Málaga 2 przez jordixana

Real Madryt - Espanyol Barcelona 2:2

To był jednak weekend, gdzie dwa piłkarskie wielkie miasta Madryt i Barcelona mierzyły się ze sobą, a zanim mieliśmy hit kolejki na kolację, przystawką miało być spotkanie Królewskich z drugą drużyną z Barcelony, Espanyolem. Piszemy specjalnie "miało być", bo po spotkaniu a) liczącego każde ćwierć punktu b) pragnącego krwi po przegranym meczu pucharowym, Realu z ubogim spadkowiczem nie mogło wyniknąć więcej niż rzeź niewiniątek i poprawienie strzeleckiego rekordu Ronaldo w jednym. A jednak. Przystawka się zbuntowała.

s

Choć na początku wcale się na to nie zanosiło. Zrelaksowany Real rozgrywał sobie spokojnie piłkę na połowie rywala, mając mecz pod kontrolą i zastanawiając się tylko od której strony uderzyć. Im dłużej jednak się zastanawiał, tym pomysły były mniej kreatywne, a po jednym z nim rozpoczął się kontratak Espanyolu, który zaskoczył tym samym rozespaną obronę i Casillas musiał schylić się po piłkę. Było 1:0 po strzale Garcii i ktoś tu był w tarapatach.

No i ten ktoś strasznie się takim stanem wkurzył i to z Cristiano na czele, który wciąż wierzył w te nasze przepowiednie o rzezi i jego rekordach. Mieliśmy wyrównanie. W przerwie jednak jeszcze Mou musiał dołożyć swoje trzy grosze do motywacji zespołu i ledwie Espanyol zdążył na nowo postawić stopę na murawie, już dostał drugą bramkę. Nie autorstwa Ronaldo, a przynajmniej nie bezpośrednio, bo to on dośrodkowywał do strzelającego Coentrao.

s

Teraz Królewscy już wygrywali i mogli spokojnie kontynuować rozgrywanie meczu, mając na powrót: mecz, piłkę i dominację w swoim posiadaniu. No i się ten relaks znowu niestety zemścił. Po rzucie rożnym Albin umieścił piłkę w bramce zaskoczonego Ikera.

16.12.2012 SPAIN -  La Liga 12/13 Matchday 16th  match played between Real Madrid CF vs  RCD Espanyol (2-2) at Santiago Bernabeu stadium. The picture show Iker Casillas (spanish goalkeeper of Real Madrid)

I tutaj nie pomogła już nawet mobilizacja w postaci ramion Sergio, bo też pomóc nie mogła - gol wyrównujący padł w 89 i Real nie zdążył nawet powiedzieć "O mamo" jak sędzie zakończył mecz.

x

Żeby było jeszcze mniej optymistycznie, rozwścieczony Mou zszedł do szatni jeszcze przed gwizdkiem sędziego: "To już "mission impossible" - stwierdził na spokojnie, kiedy dziennikarze zapytali się go po meczu o zdobycie przez Real Mistrzostwa Hiszpanii. Zgadzacie się z nim?

s

FC Barcelona - Atletico Madryt 4:1

Po epic fail na Santiago Bernabeu, Atletico miało znowu szansę pokazać, że sobie w tym sezonie wcale żartów nie stroi, ale ma ambicje poważnie zamieszać w czołówce Primera Division. Same osobiście nastawiałyśmy się na mecz meczów, z wielkimi emocjami i naprawdę wyrównanym pojedynkiem i tak rzeczywiście było w pierwszej połowie.

x

Falcao na spółkę z Costą co rusz straszyli defensywę Barcy groźnymi kontratakami, która nie pozostawał dłużna, a my omal nie dostałyśmy oczopląsu próbując nadążyć za tempem gry. Zrobiło się jeszcze ciekawiej, kiedy po błędzie Sergio B. Falcao aka "Tygrys" ruszył na bramkę Valdesa i z zimną krwią ugryzł ofiarę. Atletico wygrywało na Camp Nou!

Atletico Madrid's Falcao (C) celebrates with his teammates Adrian (L) and Koke after scoring his second goal against SS Lazio during their Europa League last 32 first leg soccer match at the Olympic stadium in Rome February 16, 2012. REUTERS/Tony Gentile  (ITALY - Tags: SPORT SOCCER)x

O mamo, czyżbyśmy miały tutaj "surprise surprise"? Hmmm... Adriano stwierdził, że nie. Buski podtrzymał jego zdanie w tej kwestii. 2:1 dla gospodarzy.

s

x

Jeśli jednak możemy mówić, że napięcie spadło wraz z rozpoczęciem drugiej połowy, to chyba gol Messiego był owego napięcia śmiertelnym postrzałem. Najwyraźniej nawet najgroźniejszy tygrys zamknięty w klatce wiele nie zdziała, a 79% posiadania piłki po stronie Barcy to wyjątkowo szczelna klatka, prawda Falcao? A może po prostu piłkarze ze stolicy wiedzieli, że Messi w tym sezonie się nie rozdrabnia i strzela przynajmniej dublet, więc czekali spokojnie na wykonanie wyroku, który już zapadł tam w głowie Leo.

d

Chociaż nie można powiedzieć, że kolega Godin mu nie pomógł, że jego superhiper widowiskowe zagranie piętą w swoim własnym polu karnym było konieczne. Było za to na pewno niecelne i nieświadomą asystą w drugiej bramce Leo.

s

"Surprise surprise" jednak nie było, Atletico znowu obeszło się smakiem jeśli chodzi o pokonanie giganta, a jego największa gwiazda schodziła do szatni z kwaśną jak nigdy miną. Czyżby Radamel już układał w głowie listę klubów w których może walczyć o wyższe cele i to zaczynając od lata?

P.S. Już jakby sam Tito Vilanova nie wystawiając Villi nie przyczyniał się do naszej długookresowej depresji, tak jeszcze komentatorzy musieli się przyłączyć i przez 3/4 drugiej połowy opowiadać jak to najprawdopodobniej będę oglądać na przyszłej jesieni Davida w Liverpoolu. WIELKIE DZIĘKI.

d

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.