Pierwsze zestawienie pechowych sportowców robiłyśmy już prawie 3 lata temu - i wyobraźcie sobie, że już wtedy znalazł się tam Bobby? Za co? Ano, wydawało nam się wtedy, że rzeczy martwe, tudzież ich ludzkie przedłużenia wykazują się ogromną złośliwością wobec Roberta: a to za lekki bolid (pamiętacie?), a to słońce bezczelnie wychylające się zza chmur gdy Bobby'emu zmienili opony na deszczowe, lub dokładnie na odwrót...
To jednak nic, w porównaniu z ostatnimi przypadkami kierowcy. Blisko rok temu masakryczny wypadek, a teraz, gdy już już był w padoku, już witał się z testowym bolidem - złamana noga. Podczas wyprowadzania psa na spacer. Bo się potknął. Na oblodzonym chodniku. W Toskanii. Tak, w Toskanii o tej porze roku są oblodzone chodniki.
PS. Nie umiemy się pocieszać cudzym nieszczęściem, ale nie sposób tu nie wspomnieć o złamanej nodze Webbo - w podobnie niefortunnych okolicznościach - podczas jazdy rowerem na imprezie charytatywnej, którą zorganizował w Tasmanii. True story.
Czy może być coś bardziej pechowego niż kontuzja, za którą odpowiedzialny jest kot (czarny!), sędzia liniowy wbijający chorągiewkę w łydkę zawodnika, i która eliminuje naszego drogiego Zibiego z ważnych meczów Ligi Światowej?
No, ale z drugiej strony, jak się goni czarnego kota po ulicy goni...
Nasz kapitan ma strasznego pecha do kontuzji, które przytrafiają mu się najczęściej przed wielkimi turniejami: nieobecny na mundialu w Niemczech, nieobecny na Euro 2008, niedoceniany w Borussii Dortmund... Ale naszym zdaniem limit pecha wyczerpał w pamiętnym meczu z Niemcami we wrześniu 2011... To mógł być jego mecz, mógł przejść to historii zapisawszy się w niej platynowymi zgłoskami - strzelił wszak bramkę na 2:1 - z rzutu karnego, w 90. minucie...
No i jak tu nie mówić o najbardziej pechowej końcówce świata? Wciąż się w nas wszystko gotuje na wspomnienie tamtego meczu...
...a zwłaszcza, na wspomnienie poślizgu Wawrzyniaka... poślizgnąć się w takim meczu i w takiej chwili... To już nie jest pech, to arcypech...
Nie ukrywamy tego, że naszym zdaniem (i zdaniem tysięcy kibiców we Włoszech) Zlatan Ibrahimović nie jest... ekhm, łagodnie mówiąc, najlojalniejszym zawodnikiem świata, ale to, co jedni nazywają zdradą i uciekaniem z tonącego okrętu (Juventus po degradacji do Serie A), on sam nazywa ambicją i chęcią zwyciężania. I zdobywania trofeów. W tym celu przeszedł z Inteu Mediolan do Barcelony - żeby wygrać Ligę Mistrzów. Pech chciał, że zrobił to w sezonie 2009/10. Tym samym, w którym w lidze mistrzów triumfował właśnie Inter Mediolan.
Żeby było jeszcze śmieszniej, a może bardziej pechowo, kiedy w następnym sezonie Barcelona sięgała po prestiżowe trofeum, Zlatan był już... zawodnikiem AC Milan. Na takie okazje Barney Stinson wymyślił swój złowieszczy śmiech:
Historia nieco spatynowana, a jednak zabawna. Pamiętacie jeszcze tę aferę z Markiem Boriello i jego pomysłową dziewczyną, która zaaplikowała mu maść na powiększenie... no cóż, tego, co jej zdaniem miał za małe? Niestety, nie znalazła uznania w oczach ligowych lekarzy, którzy ukarali posmarowanego Boriello czasową dyskwalifikacją z Serie A. Maść, którą Argentynka Belen Rodriguez podała ukochanemu zawierała bowiem sterydy i Boriello nie przeszedł kontroli antydopingowej. True story.
Na szczęście dla kariery boskiego Marco, para nie jest już razem.
To jedna z wredniejszych ironii losu, że wybitny argentyński napastnik słynie głównie z przestrzelenia trzech karnych w jednym meczu...
To jednak nie wyczerpuje zasobów jego pecha, bo Palermo znany jest także z tego, że złapał kontuzję przeskakując bandę reklamową w szale radości po zdobytym golu...
Strasznie to niesprawiedliwe, bo piłkarz, który zmagał się z tragediami także w życiu osobistym, jest przecież wielką postacią w historii argentyńskiej piłki - z Boca Juniors zdobył Boca Juniors - 236 goli i 14 tytułów, zadebiutował na mistrzostwach świata w wieku... 37 lat, a gdy w czerwcu tego roku kończył karierę kibice żegnali go ze łzami w oczach.
Ech, no co tu dużo mówić, wszyscy wiemy o co chodzi, a idziemy o zakład, że samemu kapitanowi ta sytuacja do tej pory śni się po nocach... (i jeszcze ten komentarz...)
...podobno psychoanalityk Wawrzyniaka pokazuje mu ten filmik w ramach terapii.
Podobno Jak Kochanowski pisząc Pieśń IX z Ksiąg Pierwszych myślał o tej sytuacji...
Podobno pisząc Pieśń IX z Ksiąg Wtórych też o niej myślał, tylko, że z perspektywy napastnika...
Okazuje się jednak, ze historii brzemiennych w skutki falstartowych celebracji jest więcej...
Nie chcemy rozstrzygać, ile w wesołych podpałkach Brodatego było pecha, a ile jego własnej indolencji, jednak Pan Pech był niewątpliwie obecny przy tym, gdy Heidfeld wyskakując z płonącego bolidu wyglądał tak:
A potem cały internet zobaczył to:
i to:
i to:
Zupełnie przed chwilą nasza nowa redaktorka Lilla My, relacjonując sukcesy kierowcy na trasie Rajdu Dakar, pisała:
No i niestety, nie wyczerpała, a Lilla już zaczęła dostawać listy z pogróżkami za wykrakanie jeszcze większego pecha dla kierowcy, bo to po kilku świetnych etapach Hołkowi przytrafiła się... awaria samochodu. Z miejsca w czołówce klasyfikacji generalnej w wyniku awarii spadł na 11. pozycję. Kierowca Orlen Teamu jedzie, odrabia straty do lidera, wczoraj był szósty, ale na zwycięstwo nie ma szans.
W ogóle, wszyscy Polacy mają w tegorocznej edycji Rajdu jakiegoś niesamowitego pecha: zepsute sprzęgło i tajemnicze "zaginięcie" Adama Małysza, urwany łańcuch, benzyna w bucie...
Zresztą, tytuł, jaki koledzy ze Sportu nadali relacji z Dakaru jest dość wymowny...
w
"Żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek" powiada stare podwórkowe przysłowie, ale legendarny brazylijski Ronaldo chyba nie dokładnie to miał na myśli, gdy udawał się na upojną schadzkę w motelu z kilkoma prostytutkami, które okazały się wkrótce... trzema transwestytami. I nie chodzi nawet o to, że musiał się rozczarować, ale, że szkoda nam wielkiej gwiazdy, naszego dzieciństwa, która zblakła do tego stopnia, że nawet zamiast porządnego seksskandalu ma tylko śmiechskandal...
No i o to, że - jak pech, to pech - honorowy Ronaldo chciał mimo wszystko zapłacić panom, gdy ci zażądali 30 tysięcy dolarów i zagrozili ujawnieniem całej sprawy mediom.
Pech chce, że najładniejszy chyba...
...z przeuroczej kadry austriackich skoczków pozostaje wiecznie w cieniu kolegów. Jak złota, to drużynowo, a jak spektakularne występy to... No cóż, któż nie pamięta loitzlowego zjazdu w Zakopanem, w 2004 roku...
Ale skoro już mowa o skokach narciarskich i pechu, to może warto przywołać postać njejakiego Jana Boklova - słynnego w na przełomie lat 80-tych i 90-tych zawodnika, który wymyślił "styl V". Pewnego razu, po złym wybiciu z progu, zaobserwował, że znacznie lepsze odległości można uzyskać dzięki innemu spospobowi prowadzenia nart. Jego pech polegał na tym, że zanim "styl V" doczekał się oficjalnej aprobaty, sędziowie notorycznie odejmowali Bokolovowi punkty za... no właśnie, za styl. Szwedzki skoczek doczekał się usankcjonowania swojej innowacji dopiero, gdy okazało się, że jest ona nie tylko skuteczniejsza, ale i bezpieczniejsza i gdy masowo zaczęli tak skakać inni. Ale czy ktoś dziś pamięta o Boklovie?