A wszystko przez, że po zaskakująco słabym meczu Canarinhos ulegli mistrzom Europy nie ugrawszy nawet jednego punktu. I to nawet nie to, że Serbowie przypomnieli sobie nagle jak grać super siatkówkę, bo to było po prostu spotkanie stojące na nie wysokim poziomie z ogromną liczbą błędów po obydwu stronach.
Porażka oznacza dla Brazylijczyków spadek na czwarte miejsce w tabeli i sześć punktów straty do liderujących Polaków. W dalszej konsekwencji - nawet jeśli przegramy swoje ostatnie mecze (ale pod warunkiem, że po tie-breaku) mamy awans w rękach. Oczywiście nie będziemy się dłużej rozwodzić nad takimi scenariuszami, bo my to chcemy wygrać. I utrzeć wreszcie nosa Włochom. I Brazylijczykom. I Rosjanom też.
Tak czy inaczej, ten misio to też od nas:
A jak radzili sobie dziś nasi przyszli rywale? Wybornie. Argentyna stawiała Włochom dzielny opór ugrywając seta, ale na tym skończyły się ich harce. A Ivan Zajcew z powrotem ma włosy, i z powrotem odzyskuje status mojego siatkówkowego guilty pleasure.
Nic nie poradzę.
Apelowałyśmy do zbliżających się do trójki Kubańczyków o opamiętanie się i poskutkowało. Lubimy tę drużynę i wcale nie jest nam wesoło patrząc na takie widoki...
Ale w czołowej trójce jest niestety bardzo ciasno.
Iran się już chyba na tym turnieju wyhasał i wyobraźcie sobie, że dał się ograć do zera nie komu innemu jak Chińczykom. Amerykanie wreszcie zagrali dobry mecz i pogonili gospodarzy. I może to jest już tylko łabędzi śpiew, ale dla uhahanego Mathew przy maskotce było warto.
Byle do piątku!