Takiego sezonu nasza siatkówka jeszcze nie przeżyła. Polacy po raz pierwszy w historii mistrzostw Europy rozprawili się z Rosją, po raz pierwszy w jednym roku dwukrotnie stanęli na podium ważnej imprezy, udowodnili, że są już kontynentalną potęgą.
Rywale zapamiętają mecz o brąz z perspektywy podłogi. Kiedy strzelali do nich Bartosz Kurek z Jakubem Jaroszem, szorowali po całym boisku, ale piłki w decydujących chwilach dopadali rzadko. I pod nawałnicą potężnych ciosów miękli w oczach.
"Nic się nie stało! Adamek, nic się nie stało!"- skandowało 43 tysiące ludzi na stadionie we, prezydent miasta Rafał Dutkiewicz klepał Adamka na pocieszenie, ale stało się, i to coś nieodwracalnego.
W ringu Kliczko okazał się niemal równie szybki jak Adamek, w każdym razie przewaga Polaka nie była znacząca. Dzięki olbrzymiej różnicy w zasięgu ramion, ruchliwość mniejszego też przestała mieć znaczenie.
Serce do walki, doping kibiców tylko przedłużyły męczarnie polskiego pięściarza.
- Norwegowie stworzyli niezapomnianą atmosferę, było naprawdę fajnie. Nie ukrywam jednak, że trochę tego złotego medalu brakuje. Ale gdyby mi ktoś przed mistrzostwami zaproponował w ciemno te trzy, to bym je wzięła - mówiła Justyna Kowalczyk po MŚ.
Ostatecznie Polka zakończyła imprezę z trzema medalami - srebra wywalczyła w biegu łączonym na 15 km oraz na 10 km stylem klasycznym. Na trzecim stopniu podium Kowalczyk stanęła po wyścigu na 30 km techniką klasyczną.