Rafał Stec: Wielka ucieczka

Ponieważ wszystkie komisje śledcze tego świata pochłaniają dziś sprawy daleko mniej ważne niż piłka nożna, chciałbym je niniejszym wyręczyć i zdemaskować wszechobecne w mediach kłamstwo, jakoby polscy piłkarze grali w środę mecz z reprezentacją Francji. Otóż nie grają - choć grają z drużyną złożoną z Francuzów - z tego banalnego powodu, że reprezentacja Francji przestała istnieć.

Dla jasności: ten kategoryczny sąd to nie felietonowe licentia poetica, efekciarskie nadużycie podsumowujące kłótnie w obozie trójkolorowych, po których szlaban na kadrę dostał Robert Pires. Takie historie to żadna nowość, przecież Aime Jacquet miał czelność nie zabrać na mundial Erica Cantony i Davida Ginoli - graczy bezsprzecznie wybitnych, lecz o specyficznych charakterach - i jeszcze bez ich wsparcia zdobyć mistrzostwo świata. Obecny selekcjoner Raymond Domenech wybór ma jednak mocno ograniczony. Po Euro 2004 ostateczne rozstanie z kadrą ogłosili: Zidane, Desailly, Thuram, Lizarazu, Makelele. Wszyscy po trzydziestce, ale też wszyscy - prócz Desailly'ego - wciąż rywalizujący na najwyższym poziomie i broniący barw wielkich klubów. Kiedyś był to dla piłkarza wiek starczy, dziś w najgorszym razie dojrzały, bo farmakologia robi postępy, a niezniszczalne fenomeny jak Thuram (kto pamięta jego groźną kontuzję?) mogą przetrwać i do czterdziestki. Rozstrząsać, dlaczego starcza mu sił i pasji na grę dla Juventusu, a nie starcza ich na poświęcenie dla chwały ojczyzny, można bez końca. Wyznawcy Młodzieży Wszechpolskiej rzucą starym lepenowskim argumentem, że dezerterzy to wcale nie Francuzi - przecież Zidane jest synem algierskich imigrantów, Thuram pochodzi z Gwadelupy, Makelele - z Konga, Lizarazu to Bask etc. Powątpiewający w moc sprawczą czynnika patriotycznego zwrócą uwagę, że warto odpoczywać, kiedy koledzy rozjeżdżają się na zgrupowania drużyny narodowej, by oszczędzać mięśnie, kości oraz stawy i podpisać jeden lukratywny kontrakt więcej. Wściekli po Euro 2004 wytkną złotym medalistom Grekom, że do mąk reprezentacyjnych zniechęcili gwiazdy hołubione w klubach. Inni piłkarzy usprawiedliwiają - swoje odsłużyli, dla kraju wywalczyli złote medale mistrzostw świata i Europy, czują się wypaleni, podjęli decyzję dla dobra reprezentacji.

Skupmy się zatem na twardych faktach: to nie Francuzów miłość do Francji wygasła, uczuciowa obojętność ogarnia cały świat. Rozwody z kadrą to historia stara jak futbol, ćwierć wieku temu Bernd Schuster obraził się na Niemcy jako 23-latek, ale gremialnej rejterady gwiazd w kwiecie piłkarskiego wieku doświadczamy po raz pierwszy. Tego lata każdy powód był dobry, by zerwać z reprezentacją. Paul Scholes porzucił Anglię, bo urodziły mu się bliźniaczki, Pavel Nedved porzucił Czechy, Francesco Toldo - Włochy, Jaap Stam - Holandię, Rui Costa i Luis Figo - Portugalię, a wszystkich czeka jeszcze ładnych parę lat gry w czołowych klubach.

Z przedwczesnych emerytów zestawiłoby się grupę zdolną mierzyć w triumf w Lidze Mistrzów. Szyld "reprezentacja" pozostał, za nim jednak coraz częściej kryje się grupa kompletnie nieprzystająca do tradycyjnej definicji kadry narodowej, czyli zespołu skupiającego najlepszych piłkarzy w kraju, uszczuplonego incydentalnie przez przypadki losowe (kontuzje) bądź kary dyscyplinarne (kartki). Przed październikowym meczem z Irlandią francuski trener Domenech chciał wystawić sześciu napastników (gorzko żartował, że "wprowadzi taktykę 4-0-6"), bo pomocników miał tylko trzech, wśród nich niechcianego w Liverpoolu Alou Diarrę i Rio Mavubę, który uzyskał obywatelstwo trzy tygodnie wcześniej (urodził się na statku, na wodach międzynarodowych nieopodal wybrzeża Angoli). Domenech pokłócił się z piłkarzami i prasą, choć w przeciwieństwie do poprzednika, Jacques'a Santiniego (chyba najmniej sympatyczny szkoleniowiec na Euro 2004) uchodził za otwartego i świetnie czującego się w świetle kamer, wprawiał się zresztą występami w teatrze i spektaklach telewizyjnych. O co poszło? Polecił zakładać na treningi ochraniacze, zarządził wspólnie śniadania o 8.30, ograniczył korzystanie z komórek podczas zgrupowań. Nie brzmi to jak lista sadystycznych kaprysów tyrana, ale wystarczyło, by zbuntować trio z Arsenalu, czyli Henry'ego, Vieirę i Piresa. O tym ostatnim trener mówił: "W sparingu z Bośnią grał tak, że miałem ochotę zmienić go po dziesięciu minutach".

Ambicjonalne utarczki trwają i trwają, choć trudno sobie wyobrazić, by podobne fochy piłkarze stroili w klubie. Duma z reprezentowania ojczyzny to piękna sprawa, ale za nią nie kupisz fajnej fury i złotego łańcucha na szyję, a bez tego przecież wiele gwiazd piłki czuje się jak w negliżu. Jednym z najbardziej szokujących wyznań roku 2004 były słowa Thierry'ego Henry'ego, który również ujawnił, iż poważnie rozważał rezygnację z gry dla Francji. Henry, 27 lat, najwybitniejszy być może napastnik świata, zbliżający się do szczytu możliwości! Kadra to już nie kwestia obowiązku, lecz wyboru. Kluby będą tę nową hierarchię wartości pielęgnować, bo przepisy zmuszają je do zwalniania graczy na zgrupowania reprezentacji, choć ubezpieczenia nóg nikt nie współfinansuje. Gdyby Domenech oszalał i kazał piłkarzom biegać po górach z workami cementu na plecach (by "zrobić siłę"), a potem skakać o tyczce (by poprawić ogólną sprawność), w razie kontuzji pracodawca po królewsku opłacanego podwładnego nie miałby prawa domagać się jakiejkolwiek rekompensaty. Bezradny jest też, kiedy nigeryjski piłkarz czeka tydzień na samolot z Lagos. A przecież Afrykanom na klubowych kontraktach zależy szczególnie, bo czasem wykarmiają całe rodzinne wioski - George Weah finansował nawet podróże reprezentacji Liberii.

I pomyśleć, że Kameruńczyk Roger Milla jeszcze jako 42-latek przedłożył mundial nad wylegiwanie się przed telewizorem z drinkiem w ręku... David Beckham długo przed 30. urodzinami przeczuwa - co właśnie ogłosił - że starczy mu sił i zapału, by dotrwać do mistrzostw świata w Niemczech, ale później raczej reprezentację opuści. Co obu piłkarzy różni? Milla bił rekordy futbolowej długowieczności jako żywa legenda, Beckham ma rodakom coś do udowodnienia, bo na Euro wypadł zawstydzająco.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.