Rafał Stec: Narodziny gwiazdy

Takiej gwiazdy sport jeszcze nie miał. Zanim skończył 12 lat, Manchester United zaczął śledzić jego postępy. Zanim zagrał oficjalny mecz, Nike podpisała z nim kontrakt sponsorski wart milion dolarów.

Gdyby ze wszystkich cudownych dzieci wyrastali zmieniający losy świata geniusze, bylibyśmy pewni, że narodził się nowy król futbolu

Jeśli Freddy Adu wstąpi na tron, pewnie powstanie pierwszy w historii wysokobudżetowy film o piłkarzu, bo życie urodzonego w Ghanie chłopca pisze iście hollywoodzki scenariusz. Do Ameryki jako ośmiolatek przyleciał z mamą, która wygrała na loterii wizowej zieloną kartę. Futbolowym łowcom talentów zawrócił w głowach rok później. Pojechał do Włoch na turniej do lat... 14, w którym uczestniczyli m.in. trampkarze Juventusu i Lazio, i uznano go za najlepszego gracza. Dwa lata później Inter zaoferował mu sześciocyfrowy "pakiet dla rozwoju" (ponoć 750 tys. dol.) i chciał wysłać do Ameryki trenerów, by czuwali nad jego rozwojem. W zamian żądał umowy gwarantującej pierwszeństwo podpisania kontraktu, gdy Adu skończy 17 lat. Matka chłopca odrzuciła tę i inne propozycje, po czym zastrzegła numer telefonu. Teraz jego gwiazda lśni na mistrzostwach świata do lat 17, już w fazie grupowej Adu strzelił cztery gole. W sumie zagrał jednak w ledwie kilkunastu meczach o stawkę. Wysłannicy ze świata obserwują go na treningach i sparingach, np. na tym z juniorami Blackburn, w którym wystarczyło mu niespełna pół godziny, by ustrzelić hat-trick. Biją się o niego największe kluby (MU, Real, Chelsea). Alex Ferguson zaprosił go na przedsezonowy camp do Portland, gdzie próbował nawet oczarować opiekuńczą matkę, co u tak gruboskórnego typa może się okazać strategicznym błędem. A dyplomacja jest tu ważna, bo FIFA zabrania handlować dziećmi w tak młodym wieku. Europejskie potęgi muszą więc cierpliwie czekać na swoją szansę.

Niektórzy poddają w wątpliwość wiarygodność metryki Adu, bo przecież niektórzy afrykańscy lub urodzeni w Afryce sportowcy sami przyznają, że nie mają niezachwianej pewności co do swego wieku. I u nas, kiedy zaczęły się zdrowotne perypetie Emmanuela Olisadebe, szeptano, że jest starszy niż nam (jemu?) się zdaje, choć nikt głośno się do tych podejrzeń nie przyznawał. W przypadku Adu wątpliwości potęguje fakt, że dokumenty potwierdzające datę urodzenia (2 czerwca 1989) wystawiono, gdy miał... siedem lat. Na szczęście tym razem wszelkie aluzje są bezpodstawne - świat zadziwił wystarczająco wcześnie, by sceptycy mogli się na własne oczy przekonać, że na swoje lata po prostu wygląda. Notabene podczas MŚ U-17 najbardziej skarżył się na faulujących i rzucających mięsem rywali ("Nie powiem, jakie słowa mówią, ale sami wiecie"), a ci obwołali go już Houdinim futbolu. Czy ten zgiełk go nie zniszczy? Matka pilnuje, by nie zwariował, skończył szkołę (zaczął ją dwa lata wcześniej niż rówieśnicy), ale chłopiec dopiero zbliża się do wieku, w którym jest najwięcej pokus.

W każdym razie dorasta w przekonaniu o własnej wyjątkowości, a z wyjazdem spieszyć się nie musi, bo choć w USA kluby nie szkolą młodzieży, to w Bradenton na Florydzie, gdzie trenuje, nie brakuje mu niczego. W końcu ośrodek kosztuje amerykańską federację miliony dolarów, a jeszcze się nie zdarzyło, by ktoś zainwestował tyle w zespół juniorski. Związek wsparła Nike (da 120 mln w ciągu 10 lat!), bo Amerykanie dopinają celu, a od kilku lat ich cel jest tyleż jasny co ambitny: mistrzostwo świata w 2010 r. poprzedzone olimpijskim triumfem w 2008 r. Dążą do niego po swojemu, metodycznie, nie spiesząc się i nie kopiując europejskich wzorców. Wyselekcjonowaną grupą juniorów opiekuje się 50 trenerów. Amerykanie dowiedli, że ich system się sprawdza. Przez lata należeli do czołówki w siatkówce, choć nie mają nawet rozgrywek ligowych. I choć w piłkarskiej geografii wciąż postrzegani są jako kraj egzotyczny, to czynią systematyczne postępy - ostatni mundial zakończyli dopiero na ćwierćfinale. Zostawili po sobie wrażenie dobrze zorganizowanego zgranego zespołu cierpiącego na brak indywidualności. Powoli ulega to zmianie, bo pierwsze dni w MU Tima Howarda pokazały, że już wkrótce może on stać się jednym z najlepszych bramkarzy świata. Jeśli inni pójdą w jego ślady, będą pierwszym narodem, który odniesie sukces w futbolu, choć nie zawładnął on ich wyobraźnią i wciąż pozostaje sportem dla dzieci i kobiet.

W 2006 r. Adu prawdopodobnie zadebiutuje na mundialu jako 17-latek. W tym samym wieku blisko pół wieku temu na mistrzostwa pojechał Pele. Był gwiazdą, a Brazylia zdobyła pierwsze w historii złoto. Amerykanie pewnie tego wyczynu nie powtórzą. Ale przecież nie taki jest plan. Oni mają być najlepsi w roku... 2010

Zemsta Keane'a...

Jeśli Adu trafi do MU, nasłucha się nie tylko przekleństw, ale i pozna ciemną stronę futbolu. Alex Ferguson zwymyślał w sobotę sędziego i mecz oglądał w szatni. Największy zabijaka Premier League Roy Keane pewnie poczuł swoistą satysfakcję, bo Alfie Haaland przegrał z kontuzjami i musiał skończyć karierę. Norweg to najsłynniejsza z ofiar Irlandczyka - jego kłopoty zaczęły się w 2001 r. podczas derbów Manchesteru. Keane celowo brutalnie go sfaulował, by - jak wyznał w autobiografii - zemścić się za dawny faul rywala.

...i Beckhama

Przy okazji sparingu Anglików z Chorwacją Beckham spotkał się ze wszystkimi znajomymi z Old Trafford, unikając tylko Fergusona, z którym nie rozmawiał od miesięcy. Anglik zasugerował, że z byłym trenerem rozprawi się w najnowszej, trzeciej już, autobiografii ("My Side" ukaże się już wkrótce). Też ma być ona zemstą - m.in. za kopnięty przez Szkota but, który kosztował Beckhama kilka szwów na łuku brwiowym.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.