Sportowa narodowość umowna

Jednym z obrazów, który utkwił mi w pamięci z ubiegłego roku, jest Jon Robert Holden zdobywający decydujące punkty dla Rosji w finale mistrzostw Europy w koszykówce. Ciemnoskóry Amerykanin (lub jak to się kiedyś mówiło - Rosjanin amerykańskiego pochodzenia) zapewnił swojej nowej ojczyźnie tytuł. Kuriozum? Nie, raczej znak czasu.

Kuriozalna była za to wypowiedź prezydenta Rosji Władimira Putina, który kilka dni później wygarnął rosyjskiej radzie sportu: - Patrząc na niektóre nasze zespoły, ktoś mógłby mieć spore trudności, by od razu stwierdzić, czy są one nasze, czy też pochodzą z Afryki. Skutki tego są jasne, nie ma kto grać w reprezentacji.

Dobrze, że Putin nie jest prezydentem Brazylii, co by bowiem powiedział, gdyby miał uhonorować w swoim pałacu narodowy zespół softballu, a tu zamiast latynoskich piękności weszłyby drobne skośnookie Japonki o nazwiskach takich jak Takahashi, Murazawa, Tanaka czy Morimoto. A w dodatku wszystkie urodzone w Kraju Kawy. To nie żart. W Brazylii żyje największa poza Japonią kolonia Japończyków. W samym Sao Paulo jest ich ponoć 1,5 miliona, a w całym kraju prawie 10 milionów. Podczas gdy cała reszta Brazylijczyków ma bzika na punkcie piłki nożnej, oni grają w baseball i softball. W ostatnich igrzyskach panamerykańskich na 17 reprezentantek w tej drugiej dyscyplinie sportu tylko jedna nie miała japońskich korzeni. Nazywa się Elayne Cristina Simon i na co dzień mieszka... w Japonii. Tam gra profesjonalnie w softball.

To tylko jeden z przykładów, jak umowna staje się w świecie sportu narodowość.

Jeszcze bardziej ukazała to grecka drużyna baseballowa podczas igrzysk w Atenach. Amerykańska prasa poświęciła jej więcej miejsca niż grecka. Za oceanem żartowano nawet, że Amerykanie co prawda nie zakwalifikowali się do igrzysk w tej dyscyplinie sportu, ale i tak wysłali do Aten swoich zawodników. Z 24 baseballistów, którzy grali dla Grecji, tylko jeden miał rodzica urodzonego w tym kraju i sam w nim mieszkał. Nazywał się... Chris Robinson - jego ojciec był bowiem Amerykaninem. Reszta urodziła się za oceanem i do reprezentacji została zwerbowana przez Panosa Mitsiopoulosa. Biznesmena i kibica, który wcześniej dostał zapewnienie od rządu, że grecki paszport otrzyma każdy pozyskany do drużyny baseballista, którego choć jeden z dziadków był Grekiem. Mitsiopoulosowi pomógł właściciel klubu MLB Baltimore Orioles - Peter Angelos - również z pochodzenia Grek. Z werbowaniem zawodników nie mieli wcale takiego dużego problemu. Kto bowiem nie chciałby grać na igrzyskach. Tak skombinowany zespół od razu - rok przed igrzyskami - zdobył wicemistrzostwo Europy. Na igrzyskach zajął siódme miejsce.

W podobny sposób powstała reprezentacji Libanu w rugby 13-osobowym. Tyle tylko, że stworzyli ją zawodnicy grający na co dzień w Australii. W przeciwieństwie jednak do greckich baseballistów duża część z nich urodziła się w kraju nad Morzem Śródziemnym, skąd ich rodziców wygnała wojna domowa, która rozgorzała w latach 70.

Tak było choćby z najsłynniejszym Libańczykiem w australijskiej lidze rugby (NRL) Hazemem El Masrim, który urodził się w Trypolisie, a potem grał w piłkę nożną i rugby w Australii. W NRL uchodzi za najlepszego kopacza (w sumie zdobył ponad 2000 punktów w lidze). To, że reprezentował Liban, nie przeszkodziło mu zadebiutować dwa lata później w drużynie Australii (w sumie rozegrał do tej pory osiem meczów).

Powyższe przykłady wydają się ekstremalne, ale czy tak trudno - pamiętając o polskiej myśli szkoleniowej - wyobrazić sobie cała piłkarską reprezentację polski złożoną z dzieci dzisiejszych emigrantów z Anglii, Niemiec czy Holandii?

Na koniec skład dzielnych wikingów - krykietowej reprezentacji Norwegii, która wywalczyła awans do I dywizji mistrzostw Europy: Zeeshan Muhammad Ali, Shahid Ahmed, Zaheer Ashiq, Monim Abdul, Sameer Sachdev, Syed Munawar Ahmed, Muhammad Shahbaz Butt, Waheed Aamir, Aziz Ataul, Manojkumar Kanagaratnam, Abdul Jabbar Ghani, Vithjeswara Rathakrishnaraja, Mubasshar Ahmad Bhatti, Safir Hayat.

Copyright © Agora SA