Składanie prochów na boisku - wciąż w modzie

Gdyby przyszło nam dokonać jakiejś klasyfikacji dziwnych wątków pojawiających się regularnie na Zczuba, hasło "pogrzeb kibica" znalazłoby się pewnie dość wysoko. Raz na jakiś czas zaskakiwani jesteśmy finezją sportowych "last will". A to powstaje cmentarz przystadionowy dla kibiców, a to żona zabiera prochy męża na mecz, żeby sobie pooglądały. Najczęściej jednak prochy pozostają na boisku. Nathan Davis, 37-letni, zdrowy i silny mężczyzna z Nowego Orleanu jest kolejnym bohaterem tego typu historii. Swoje prochy "chciałby widzieć" na murawie stadionu Alabama State University, gdzie za życia bywa szczęśliwy.

Ciało Nathana Davisa pokryte jest w znacznym stopniu tatuażami adorującymi uniwersytecką drużynę Alabamy. Nic też dziwnego, że gdy tatuaże obrócą się w proch, ich właściciel chciałby je umieścić na stadionie. Gdyby jednak pojawił się jakiś problem z realizacją woli Davisa, potencjalny nieboszczyk przygotował plany awaryjne: "Mój pierwszy wybór to murawa stadionu. Jeśli moje prochy nie będą mogły być rozsypane tam, może to być również Aleja Mistrzów zespołu Alabamy. Ostatecznie może to być również pomnik Beara Bryanta (legendarnego trenera futbolistów z Alabamy - przyp. Zczuba)".

O ile w naszym kraju kremacja zwłok wciąż jest delikatnym tematem, w USA rozsypywanie prochów zmarłych w miejscach, które pierwotnie służyły żywym, jest bardzo popularne. Co ciekawe, większość stanów nie posiada odpowiedniego prawa dotyczącego składania prochów (zapisy prawne dotyczą ciał zmarłych, a nie prochów), więc piszący testamenty mogą sobie pozwolić na frywolność. Do historii, które już poznaliśmy, możemy jeszcze dodać kilka ciekawszych casusów:

- Christopher Noteboom kilka lat temu przebiegł przez boisko podczas meczu Philadelphia Eagles, by rozsypać na murawie prochy swojej matki - wielkiej fanki zespołu.

- Rodzina niejakiego George'a Helmsa wysypała jego prochy na tor Las Vegas Motor Speedway, na którym odbywają się wyścigi NASCAR.

- Gdy zmarł Conrad Rehling - legendarny trener golfowy Uniwersytetu Alabama - jego prochy zostały rozsypane na polu golfowym przez Jerry'ego Pate'a, golfistę pobierającego niegdyś lekcje u Rehlinga. Jakiś czas później okazało się, że Pate na rozsypanie prochów wybrał podświadomie miejsce, w którym zrobiono mu niegdyś zdjęcie z trenerem.

Podchodzimy z dystansem do tych historyjek - nam nie grozi kremacja, tym bardziej pochówki na stadionach (przecież nie mamy stadionów). Jednak w tym amerykańskim szaleństwie jest coś fajnego, jest coś zczubowego. Dopóki zawodnicy nie będą musieli otrzepywać się po każdym "zaliczeniu gleby", nas ominą mdłości.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.