Czy WAGs mogą żyć poza Londynem?

Musi być fajnie, jeśli największym zmartwieniem twojego życia jest to, w którym butiku kupisz sobie nowe ciuszki. Jeśli jesteś przy tym partnerką piłkarza, zaczynasz wpływać na układ sił w światowym futbolu.

Ostatnie wypowiedzi Roy'a Keane'a (możecie o nich przeczytać tu ) skłaniają do zastanowienia, jak duży wpływ na angielski futbol mają zachcianki rozkapryszonych żon i narzeczonych graczy klubów Premier League. Menedżer Sunderlandu uważa, że styl życia WAGs psuje rynek transferowy i nie pozwala na rozwój klubów spoza Londynu. Według niego, skłonność partnerek piłkarzy do ostentacyjnej konsumpcji oraz duży wpływ, jakie wywierają one na decyzje graczy powodują, że Sunderland nigdy nie będzie mógł sobie pozwolić na sprowadzenie piłkarzy, którzy chętnie przyjęliby propozycje choćby Charltonu czy Fulham, byle tylko grać, a przede wszystkim mieszkać w Londynie.

Słowa Keane'a spowodowały błyskawiczną odpowiedź z obozu WAGs. "The Sun" wysłał na przeszpiegi do Sunderlandu "swoją" WAG, Nicole Tappenden, znaną szerzej jako Nicola T. Nicola to była dziewczyna piłkarza West Ham (podkreślmy, West Ham Londyn ) Bobby'ego Zamory, a także (a może przede wszystkim) gwiazda "Page 3" (dla niezorientowanych: na trzeciej stronie "The Sun" codziennie pojawiają się zdjęcia modelek. Jakie? Galerię Nicoli T. obejrzycie tu ).

Nicola zapewnia na łamach "The Sun", że życie jej i innych WAGs to nie tylko ciągłe zakupy. Nie wierzymy jej, bo choć do Sunderlandu pojechała udowodnić powyższe, to jej główne obserwacje dotyczyły sklepów. Niemarkowe butiki, outlety, ciuchlandy - tak wygląda Sunderland w oczach Nicoli T., która zapewnia, że nie przeszkadzało by jej to aż tak, bo "w końcu są też sklepy internetowe". Czyli "kocham kupować w Londynie, ale od biedy mogę nie robić tego osobiście".

Siłę przyciągania Londynu jeszcze dobitniej pokazuje przypadek Andrija Szewczenki, który dla niego porzucił Mediolan (a więc miasto, któremu jednak trochę bliżej do stolicy Anglii niż do Sunderlandu). Chęć życia w Londynie Ukrainiec argumentował nie tylko wolą żony, ale także (nasz ulubiony argument) koniecznością zapewnienia synowi nauki języka angielskiego na solidnym poziomie (bo pewnie w Mediolanie nie ma porządnych anglojęzycznych szkół).

Jednego jesteśmy pewni. Czy nam się to podoba, czy nie, jeśli w najbliższym czasie nadejdzie era londyńskich klubów, Fulhamów, West Hamów i Charltonów, (kto wie, może także Crystal Palace'ów i QPR-ów), to będzie to w dużej mierze zasługa WAGs.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.