Raport o reprezentacji: Dużo pracy, mało czasu

Już wiemy na pewno: mecz z Japonią wyjątkiem nie był. W pojedynku z Rumunią widzieliśmy jak na dłoni, że 44 dni przed mundialem większość piłkarzy Jerzego Engela jest bez formy. A jeszcze trener wziął się za eksperymenty: niezrozumiałe i nieudane - pisze Dariusz Wołowski.

Raport o reprezentacji: Dużo pracy, mało czasu

Już wiemy na pewno: mecz z Japonią wyjątkiem nie był. W pojedynku z Rumunią widzieliśmy jak na dłoni, że 44 dni przed mundialem większość piłkarzy Jerzego Engela jest bez formy. A jeszcze trener wziął się za eksperymenty: niezrozumiałe i nieudane - pisze Dariusz Wołowski.

Nie odmawiam Jerzemu Engelowi prawa do zmian i ryzyka. Trener zapowiadał je po porażce z Japonią. Brzmiało to logicznie: zespół zagrał wtedy bez pomysłu i chęci. Kiedy jednak w środę rano zobaczyłem skład i ustawienie drużyny na mecz z Rumunią, przecierałem oczy ze zdumienia. Kto miał prowadzić grę zespołu narodowego? Tomasz Iwan! Piłkarz, który całą karierę spędził, biegając wzdłuż linii bocznej; piłkarz, którego atutami były siła i serce do walki; piłkarz, który jest rezerwowym Austrii Wiedeń. Ten właśnie piłkarz nie ma żadnych cech rozgrywającego. Inaczej więc być nie mogło - w środę nasza kadra grała bez reżysera.

Znalezienie dublera dla Piotra Świerczewskiego jest trudne. Nie umiał sobie poradzić Zdebel, nie umie Arkadiusz Bąk. W meczu z Rumunią, jak zwykle, unikał gry w myśl zasady: "co złego to nie ja".

Jak każdy polski trener, Jerzy Engel ma z rozgrywającymi kłopot. Na tej pozycji jest u nas bieda szczególna. Nie twierdzę, że znam rozwiązanie problemu. Ale zastanawia mnie, czy zamiast Iwana i Bąka nie postawić na Marka Koźmińskiego. Najbardziej kreatywny polski piłkarz spychany jest do roli bocznego obrońcy. Radzi sobie dobrze, ale może należy dać mu ambitniejsze zadania. W Cardiff z Walią wystąpił kwadrans w środku pomocy i to wystarczyło, żeby miał asystę przy zwycięskim golu Kryszałowicza.

Dotąd Jerzy Engel słynął z tego, że potrafił idealnie dopasować piłkarza do zadań, znaleźć mu najlepsze miejsce na boisku. W środę tak chybionych decyzji jak z Iwanem było więcej. Na 44 dni przed mundialem w meczu, który reklamowano jako przetarcie przed Portugalią, Jerzy Engel zrewolucjonizował ustawienie drużyny. Zagrała ona z trzema obrońcami w systemie 3-5-2. Czy tak fundamentalna zmiana na półtora miesiąca przed najważniejszymi meczami mogła przynieść efekt? Czy z Portugalią Polska ma grać właśnie tak? Mam nadzieję, że nie.

W środę zmiana ustawienia spowodowała, że środkowy obrońca Jacek Zieliński popełnił więcej indywidualnych błędów niż w ostatnich dwóch latach. Zieliński i Tomasz Kłos podarowali gole Rumunom. A i na tych dwóch nie powinno się skończyć. Szczęście, że w bramce stał Jerzy Dudek.

Nie twierdzę, że ta kadra nie jest w stanie grać dobrze z trzema obrońcami i pięcioma ludźmi w środku pola, ale 40 dni na naukę to chyba za mało. Zwłaszcza, że gra obronna (czwórką z tyłu) była dotąd fundamentem zespołu. Czy warto rozbijać ten fundament? I co zaproponować w zamian?

Tomasz Hajto jeszcze niedawno wspaniale spisywał się w środku obrony. Z Rumunami wystąpił w pomocy. A przecież taką samą próbę Jerzy Engel podjął przed spotkaniem w Cardiff z Walią w eliminacjach MŚ, kiedy poszukiwał zmiennika dla zawieszonego Kałużnego. W towarzyskim spotkaniu ze Szkocją Hajto zagrał w drugiej linii: wypadł słabo, zawalił gola i wydawało się, że z tego eksperymentu Engel się wycofał. W środę do niego wrócił - znów ze złym skutkiem.

Ale problem tej kadry to nie tylko eksperymentalne ustawienie. Większość piłkarzy jest po prostu bez formy. Bohaterowie z eliminacji, tacy jak Tomasz Kłos, są bladym cieniem siebie samych. A wchodzący do zespołu gracze: Jacek Krzynówek, Arkadiusz Bąk, a nawet Maciej Żurawski czy Kamil Kosowski (w środę grał na prawej stronie, choć całe życie gra na lewej) nie stanowią siły, która pchałaby ten zespół do przodu w chwili, gdy liderzy nie mogą złapać tchu. Dublerzy wyglądają na zadowolonych, że perspektywa wyjazdu do Korei jest realna. Paszporty i bilety nie powinny być jednak dla zawodowych piłkarzy jedynym zmartwieniem. Bo to nie mają być wczasy, ale najważniejszy w ich życiu wyjazd służbowy. Trzeba jechać do gry, a nie mierząc w ławkę rezerwowych.

Przeciw Rumunii Jerzy Engel nie wystawił Świerczewskiego i Wałdocha - kluczowych graczy w eliminacjach. Tłumaczył, że mieli złe badania wydolnościowe i gra groziła im urazem.

Ze wszystkich piłkarzy świata właśnie Polacy wyglądają na zmęczonych najbardziej. Gdy patrzy się, ile potu wylewają w meczach towarzyskich Anglicy, Francuzi, Niemcy czy Hiszpanie można by pomyśleć, że oni nie mają w nogach tylu miesięcy harówy. Tymczasem to właśnie oni rozgrywają rocznie po 70 spotkań na najwyższym poziomie, a Polacy często siadają w klubach na ławce rezerwowych. Mimo tego, to właśnie nasi są zmęczeni. Dziwne, zwłaszcza, że siła i kondycja to mają być polskie atuty.

W spotkaniu z Rumunią Polacy wyglądali na zespół rozbity. Ale wierzę, że nie jest z nimi aż tak źle. Dotąd w kluczowych momentach Jerzy Engel miał zdecydowanie więcej dobrych niż złych pomysłów. Tym razem tych pierwszych potrzeba nam bardzo. "Musimy przypomnieć zespołowi, jak grał w eliminacjach" - mówi Engel. Nic dodać, nic ująć.

Copyright © Agora SA