Jerzy Dudek o meczu FC Barcelona - FC Liverpool

- Na mało którym stadionie świata trudniej o dobry wynik jak na Camp Nou. Ale żeby myśleć o awansie do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, nie możemy z Barceloną przegrać, a nawet zremisować. Jestem dobrej myśli, bo Liverpool jest ostatnio na fali i zawsze dobrze gra, gdy jest przyciśnięty plecami do ściany - mówi bramkarz reprezentacji Polski Jerzy Dudek

Jerzy Dudek o meczu FC Barcelona - FC Liverpool

- Na mało którym stadionie świata trudniej o dobry wynik jak na Camp Nou. Ale żeby myśleć o awansie do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, nie możemy z Barceloną przegrać, a nawet zremisować. Jestem dobrej myśli, bo Liverpool jest ostatnio na fali i zawsze dobrze gra, gdy jest przyciśnięty plecami do ściany - mówi bramkarz reprezentacji Polski Jerzy Dudek

Michał Pol: Dla Liverpoolu to mecz ostatniej szansy, żeby nie stracić szans na awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Czy do Katalonii przylecieliście z wiarą, że FC Barcelona jest do pokonania?

Jerzy Dudek, bramkarz reprezentacji Polski i Liverpoolu: Jesteśmy w dobrych nastrojach. Sytuacja w grupie jest taka, że po prostu musimy z Barceloną wygrać, jeśli chcemy awansować do ćwierćfinału. I dlatego na Camp Nou pójdziemy na całość. Na niewielu stadionach świata trudniej o dobry wynik jak tutaj. Zwłaszcza w środę będzie ciężko, bo piłkarze "Barcy" na pewno będą się bardzo starać. W lidze hiszpańskiej idzie im słabo, muszą ratować twarz sukcesami w Champions League. Jestem jednak dobrej myśli, bo Liverpool jest teraz na fali. Wygraliśmy kilka ważnych spotkań i jesteśmy w ścisłej czołówce w walce o tytuł mistrza Anglii.

"The Reds" jakoś wyjątkowo dobrze radzą sobie w meczach z wyjątkowo trudnymi rywalami i w "spotkaniach ostatniej szansy"...

- To prawda, umiemy się zmobilizować i dobrze grać z plecami przyciśniętymi do ściany. Tak było w ostatnim meczu Premier League z Newcastle, w którym przegrany tracił kontakt z czołówką. Umieliśmy też wygrać z rywalami do tytułu na ich stadionach - z Manchesterem United na Old Trafford czy Leeds na Elland Road. W ogóle lepiej idzie nam jakoś na wyjazdach, może dlatego, że nie zawsze potrafimy poradzić sobie z presją i oczekiwaniami naszych kibiców. Za bardzo chcemy, za bardzo gramy do przodu i tracimy głupie gole.

Tak jak jesienią z Barceloną na Anfield Road. Co wtedy poszło nie tak?

- Wszystko szło bardzo dobrze, zgodnie z założeniami i przyjętą taktyką, ale tylko do straty drugiego gola. Wcześniej, kiedy udało nam się wyrównać na 1:1, przycisnęliśmy mocno rywali. Mieliśmy świetne sytuacje, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Kibicom do dziś śnią się okazje Michaela Owena. Gdyby wykorzystał choć jedną, zarobilibyśmy trzy punkty. Ale z powodu tej pogoni straciliśmy siły. Barcelona zdobyła dwa gole i do końca kontrolowała sytuację.

Teraz na Camp Nou zabraknie nie tylko Michaela Owena, ale także Nicolasa Anelki, który zbyt późno zgłoszony do Ligi Mistrzów nie może w niej wystąpić...

- To bardzo poważna strata, ale co zrobić. Michael nie jest do końca zdrowy i nie może ryzykować poważniejszych kontuzji. Szkoda też Nicolasa, który ostatnio w Premier League spisywał się lepiej z meczu na mecz. Ale mamy innych świetnych napastników. Emil Heskey wrócił do formy, jest też Jari Litmanen, który grał kiedyś w Barcelonie. Fin właściwie nigdy nie dostał tam pełnej szansy i na pewno będzie chciał coś udowodnić swoim byłym kolegom, a jeszcze bardziej szefom swojego obecnego klubu. Na pewno bardzo nas wzmocni powrót do drużyny Stevena Gerrarda, reprezentanta Anglii, który w ostatnich tygodniach miał kontuzję pachwiny i przechodził zabiegi we Francji. Gotów do gry jest też Patrick Berger.

No i dodatkową motywacją jest dla Was zapewne powrót do pracy Gerarda Houliera.

- Tak. Bardzo się za nim stęskniliśmy, a i on za nami. Nie przyleciał jednak do Barcelony, bo lekarze nie pozwalają mu jeszcze na dłuższe podróże. Ale jak dotąd dwa razy poprowadził już trening w naszym ośrodku w Melwood, a przed wylotem do Katalonii odbył z nami rozmowę motywującą. Dwie poprzednie - przed meczami z Leeds i Newcastle -odniosły znakomity skutek, wszyscy liczymy, że i teraz będzie tak samo.

Czy Jari Litmanen jako były zawodnik "Barcy" zdradził Wam jakieś tajemnice swoich byłych kolegów?

- Nie, nie musiał. Mamy świetny bank informacji, wielu naszych ludzi obserwowało dla nas Barcelonę i przekazało wszelkie niezbędne informacje. Zresztą gwiazdy hiszpańskiego klubu - Rivaldo, Patricka Kluiverta, Luisa Enrique i innych - znają wszyscy kibice na świecie. Ale i w Liverpoolu nie brakuje świetnych zawodników. Myślę, że cała Europa będzie spoglądać jutro w stronę Camp Nou. I słusznie, szykuje nam się na pewno bardzo ciężki, ale bardzo ciekawy mecz.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.