Marcin Żewłakow: wchodzę stopień wyżej

Co rok graliśmy sparingi z francuskimi zespołami. Czuję się tę różnicę, w technice, w taktyce. Piłka inaczej krąży od nogi do nogi piłkarzy grających w lidze belgijskiej niż od nogi do nogi piłkarzy z ligi francuskiej. To na pewno liga o stopień wyższa niż belgijska - mówi Marcin Żewłakow.

W czwartek 29-letni napastnik podpisał trzyletni kontrakt z 16 drużyną poprzedniego sezonu. Opuścił belgijski Excelsior Mouscron, w którym grał przez sześć lat i w 177 meczach strzelił 76 goli. Wychowanek Drukarza Warszawa, później przez wiele lat piłkarz Polonii Warszawa i krótko Beveren będzie drugim Polakiem w Ligue 1, a niewykluczone, że jedynym, bo Jacek Bąk z Lens szykuje się do odejścia.

Olgierd Kwiatkowski: Nie był Pan na pierwszym meczu swojej nowej drużyny z Paris Saint Germain...

Marcin Żewłakow: Mouscron grało ostatni mecz przygotowawczy do sezonu. Chciałem się na nim pojawić i podziękować zawodnikom, a przede wszystkim kibicom za wszystko, za ich pomoc, wsparcie. Spędziłem w Mouscron sześć lat, wcześniej w Polonii Warszawa siedem. Przywiązuje się do klubów. Ale już przyjechałem do Metz.

Dlaczego więc Pan odszedł z Mouscron?

- Nie szukałem na siłę nowego klubu. Miałem jeszcze kontrakt ważny przez rok i mogłem sobie spokojnie dalej grać w Belgii. Chętnie bym tam został. Klub chciał jednak mnie sprzedać, ja też po czasie stwierdziłem, że zmiana wyzwoli we mnie dodatkową motywację i pozwoli mi rozwinąć się piłkarsko. Kwestie finansowe też odegrały swoją rolę, choć szczerze mówiąc, miałem konkretne oferty z Grecji i Turcji z propozycjami wyższych kontraktów.

Tych propozycji dla Pana było dużo. Co było z tego prawdą, co fikcją?

- Nikt nigdy nie kontaktował się ze mną z Olympique Marsylia, choć o tym klubie ktoś coś napisał, ale przez ostatnie pół roku wisiałem na telefonie i prowadziłem różne rozmowy transferowe. Miałem oferty z Belgii, ze Standardu Liege i Genk, z Turcji z Genclerbirligi, a Denizlispor i Konyaspor dały mi już kontrakty do podpisu, z Anglii to były propozycje ze Stoke, Cardiff, Plymouth. Bardzo konkretne rozmowy prowadziłem ostatnio z Panathinaikosem Ateny. Zimą chciało mnie francuskie Caen.

Dlaczego wybrał Pan w końcu Metz?

- Ten klub wyszedł naprzeciw mnie i wykazał dużo dobrej woli. To mnie przekonało. Oni mnie po prostu chcieli.

Dzwonił Pan do Jacka Bąka, by zasięgnąć języka o trenerze Joelu Mullerze - nowym szkoleniowcu Metz, który przez wiele lat prowadził go w RC Lens?

- Nie, częściej rozmawiałem z Emmanuelem Olisadebe na temat Panathinaikosu. Nie jestem zresztą typem piłkarza, który dobiera sobie drużynę pod trenera. Ja znałem opinię o tym trenerze od wielu innych zawodników, z Mullerem znałem się z widzenia. Często graliśmy sparingi z Lens i gdy podpisywałem kontrakt z Metz powiedział, że zapamiętał moją sylwetkę. Jego opinia o mnie dodatkowo przekonała mnie do Metz.

Przejście do ligi francuskiej z belgijskiej jest dla Pana o tyle korzystne, że nie ma problemu z nauką nowego języka?

- Bariera językowa nie stanowi dla mnie przeszkody. Jeśli miałbym nauczyć się greckiego, tureckiego czy niemieckiego, to grając przez rok w tych krajach nauczyłbym się. Uważam, że dla piłkarza nauka języka to kapitał w dodatku nabyty za darmo, który będzie procentował potem przez całe życie, również po zakończeniu kariery. Staram się to wykorzystywać.

Zna Pan ligę francuską?

- W Belgii ta liga jest znana, zwłaszcza w Mouscron. Byliśmy przyklejeni do Francji, bo to miasteczko na granicy belgijsko-francuskiej. Ale chyba nie znam dość tej ligi, bo w niej po prostu nie grałem. Mogę coś jednak o niej powiedzieć z własnego doświadczenia, bo co rok graliśmy sparingi z francuskimi zespołami. Czuję się tę różnicę, w technice, w taktyce. Piłka inaczej krąży od nogi do nogi piłkarzy grających w lidze belgijskiej niż od nogi do nogi piłkarzy z ligi francuskiej. To na pewno liga o stopień wyższa niż belgijska. Przechodzę też do innego świata. Naprawdę nie narzekam na warunki, jakie panowały w Mouscron, na opiekę medyczną, obiekty treningowe, stadion, choć to jest małe belgijskie miasteczko. W Metz jednak wszystko jest jeszcze bardziej dopieszczone. Klub gra na stadionie na 27 tysięcy miejsc... Będę mógł grać mecze z drużynami znanymi na arenie europejskiej, z niezłymi piłkarzami, to na pewno rozwinie mnie piłkarsko, pomoże mi w karierze. Chciałbym teraz tylko potwierdzić swoją przydatność do tej drużyny, jak najszybciej wtopić się w nią.

Na stronie internetowej Metz napisano, że nawiąże Pan do dobrych polskich tradycji związanych z piłkarzami i jednym trenerem Henrykiem Kasperczakiem pracującymi kiedyś w tym klubie.

- Nawet w rozmowie prezes Carlo Molinari wspominał mi o panu Kasperczaku (zdobył z FC Metz w 1984 roku Puchar Francji - ok.). Mówił o tym, jaka to poważna figura w tym klubie, jak bardzo nadal go w nim poważają. Ale nie zapomniał też o Bernardzie Blaucie i Marianie Szei oraz Marcinie Mięcielu, który był tu na testach. Jestem czwartym Polakiem w Metz.

W zeszłym sezonie był Pan najskuteczniejszym polskim piłkarzem lig zagranicznych. Jest Pan jednym z najbardziej skutecznych polskich napastników. Nie otrzymuje Pan jednak powołania do kadry...

- Nie chcę o tym mówić. Dużo czasu upłynęło od mojego ostatniego występu w kadrze. Myślę teraz o mojej grze w Metz.

Copyright © Agora SA