Ray Sefo dla ?Metra": bójka gwarantowana

- Nie czuję strachu przed nikim - opowiada nam Ray Sefo, nowozelandzka gwiazda K-1, formuły walki łączącej wiele stylów walki

Z Rayem Sefo rozmawiają Andrzej Kulasek i Maciej Baranowski

Dlaczego wybrałeś K-1?

Bo walczą tam najlepsi z najlepszych.

Pamiętasz swój debiut w tej formule?

Doskonale, bo walczyłem z wielkim Ernesto Hoostem. Choć przegrałem, wiele się wówczas nauczyłem. Już na samym początku nabrałem pokory i dzięki temu wciąż jestem w czołówce.

Pokory? Kiedy wychodzisz na ring, wyglądasz na agresywnego i pewnego siebie.

Cóż... zawsze myślę o zwycięstwie. Agresja? To przesada (śmiech).

Zasady K-1 sa proste i przejrzyste, ale już werdykty sędziów czasem mocno zaskakujące. Nie denerwuje Cię to?

Wiem coś o tym, bo na zeszłorocznym Grand Prix w Japonii niesprawiedliwie przegrałem z Musashim.

Po walce wygarnąłeś sędziom, co o nich myślisz.

Zdenerwowałem się, bo pierwszy raz od dawna byłem dobrze przygotowany, nie miałem kontuzji ani innych problemów. Byłem lepszy, a przegrałem. Porażki to naturalna sprawa w sporcie. Umiem przegrywać, rozumiem, że rywal mógł być lepszy ode mnie. Ale wtedy po prostu mnie okradli.

Nie bałeś się, że stracisz przez to status gwiazdy?

Nie czuję strachu przed nikim i niczym. Myślę, że cokolwiek bym powiedział, zawsze będę miał i zwolenników, i przeciwników. Zarówno fani, jak i władze K-1 cenią mnie za mój styl walki. Jak wychodzę na ring, dobra bójka jest gwarantowana.

Kto Twoim zdaniem jest najlepszym zawodnikiem K-1? Ray Sefo?

Najtwardszy jest Ernesto Hoost i nie mówię tak dlatego, że kiedyś mi dokopał. Patrząc na jego dokonania zarówno w K-1, jak i w kickboxingu mogę tylko powiedzieć: czapki z głów.

Na punkcie K-1 szaleje Japonia, gale we Francji i USA gromadzą tłumy. Co powinni zrobić polscy menedżerowie, żeby nad Wisłę przyjechał Ray Sefo?

Szczerze, musi być ich na mnie stać. Zawodnicy dużo mówią o miłości do sportu i to oczywiście jest ważne. Ale walka to mój sposób na życie i muszę myśleć o przyszłości. Oczywiście chętnie bym do was przyjechał, pogadajcie z moim menedżerem.

Wiesz coś o Polsce? Może znasz jakiegoś naszego pięściarza?

W ogóle mało wiem o tej części Europy. Z Białorusi pochodzą świetni fajterzy, z chęcią bym kiedyś z nimi potrenował. A co do polskich zawodników - oczywiście słyszałem o Marku Piotrowskim.

Pochodzisz z Nowej Zelandii, a nam kojarzy się ona z rugby. Dlaczego wybrałeś sporty walki.

Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że byłem pod wpływem filmów kung-fu. Bruce Lee czy Jackie Chan to byli moi idole.

Ale możemy się założyć, że kiedyś marzyłeś, by zagrać w rugby u boku legendarnego Jonaha Lomu.

Jak byłem młodszy, to oczywiście grałem w rugby, zresztą Jonah to mój bliski przyjaciel. Bardzo cenię to, co osiągnął, i to, jak ten wspaniały człowiek poradził sobie z ciężką chorobą nerek.

Wspomniałeś o filmach. Nie myślałeś o karierze aktorskiej? Na pewno byłbyś lepszy niż Jean-Claude van Damme.

Już jestem (śmiech). Miałem małą rolę w "Godzilli". Niedawno skończyłem zdjęcia w Los Angeles do filmu "Bad Guys", ale na tym chyba koniec. To nie dla mnie.

W tym roku wygrasz w końcu GP w Japonii?

Dam z siebie wszystko, a czuję się lepiej niż kiedykolwiek. To będzie mój rok. Pozdrawiam wszystkich fanów K-1 w Polsce.

RAY SEFO

ur. 15 lutego 1971 r.

183 cm,106 kg

bilans w K-1: 24 zwycięstwa, 12 porażek, 1 remis

osiągnięcia: dwukrotny mistrz świata w kickboxingu (1995 i 96 r.), wielokrotny finalista najważniejszego turnieju formuły K-1 Grand Prix Japonii; ochrzczony mianem "króla nokautu w pierwszej rundzie", przeszedł do historii, kiedy w 2004 roku znokautował olbrzymiego Gary'ego "Big Daddy" Goodrige'a (191 cm, 120 kg) po 24 s walki!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.