Piotr Merchelski: Zbieżność nazwiska Pani i trenera Waldemara Szafulskiego jest przypadkowa?
Iwona Szafulska, nowa rozgrywająca Politechniki Koszalin: Te same nazwiska to czysty przypadek. Córką ani żoną trenera nie jestem i nie miało to wpływu na moje przenosiny z zespołu Jelfy Jelenia Góra do Koszalina (śmiech). Może jakiś daleki związek jest, ale jeszcze tego nie odkryliśmy.
Kto Panią namówił do gry w Politechnice?
- Znam bardzo dobrze Joannę Dworaczyk, z którą gram w kadrze Polski. Sporo rozmawiałam także z trenerem Dariuszem Dworaczykiem. Wątpliwości są zawsze, ale mam nadzieję, że podjęłam dobrą decyzję. Już jestem po przeprowadzce. Wzięłam ze sobą
dziecko i męża, który pracuje w Koszalinie. Jak na razie związałam się z klubem na rok.
Jakie wrażenia po pierwszym dniu z zespołem?
- Pozytywne. W niedzielę byłam w Koszalinie i większą grupą dojechaliśmy do ośrodka w Spale. Śmiało mogę powiedzieć, że atmosfera w drużynie jest bardzo przyjemna. Aż chce się pracować.
O co będzie walczyć Politechnika w obecnym składzie?
- Myślę, że możliwe jest, aby ta siódemka biła się o górną część tabeli. Pierwsza ósemka jest realnym celem. Skład wydaje się być mocny i nie powinno być obaw, że pod koniec rozgrywek będziemy martwili się o nasz byt w lidze.
Na jakiej pozycji widzi siebie Pani na boisku?
- O tym zadecydują trenerzy, ale na lewej stronie boiska czuję się najlepiej.
Politechnice brakuje skrzydłowych.
- Na lewym skrzydle zaczynałam grać. Ale zdecydowanie lepiej się czuję na rozegraniu.