Łyczce i jego partnerowi było o tyle łatwiej wygrać turniej, bo ścisła czołówka siatkarzy plażowych ominęła Ełk, jak i drugą eliminację - rozegraną równolegle w Świnoujściu.
- Najlepsi trenują w Starych Jabłonkach, bo w środę rozpoczną się tam zawody World Tour z pulą nagród w wysokości 200 tys. dolarów - mówi Łyczko. - Poziom turnieju w Ełku nie był zbyt wysoki, ale wyrównany. Rywalizowaliśmy z siatkarzami, którzy do tej pory grali w amatorskich imprezach. Ale nie byli słabi. Niejednokrotnie mieli niekonwencjonalne zagrania.
Łyczko i Sikora przekonali się o tym na własnej skórze, przegrywając w ćwierćfinale z Adamem Łukasikiem i Michałem Michalakiem z Ostródy. Porażka nie przeszkodziła im w awansie do finału (system brazylijski). O pierwsze miejsce pokonali duet z Olsztyna: Tomasza Biryło i Damiana Kaniowskiego, który w rankingu dotychczas miał zerowy dorobek.
- Ważne, że zdobyliśmy sporo punktów rankingowych - dodaje Łyczko. - Choć zastrzyk gotówki też się przyda. Nie ma co ukrywać, punkty są tylko na papierze, pieniądze w portfelu. Na kolejny turniej wyjedziemy do Niechorza.
Mniej szczęścia w Kołobrzegu miały białostoczanki: Gosko/Sobolewska, które uplasowały się na miejscach 5.-6.
- Warunki nad morzem były trudne, wiał tak silny wiatr, że gra była prawdziwą loterią - tłumaczy Gosko. - Ale jesteśmy zadowolone, bo przegrałyśmy tylko z najsilniejszymi parami turnieju.
Pierwszej porażki doznały ze szczecińskim duetem: Anną Białobrzeską i Joanną Kuchczyńską - późniejszymi zwyciężczyniami. Za drugim razem uległy finalistkom z Wrocławia: Ewie Kalinowskiej i Dorocie Wrzochol.
- Stęskniłam się za podium, przed rokiem często na nim stawałam - dodaje Gosko. - Liczę, że tygodniowy trening nad morzem przyniesie efekty w postaci lepszego miejsca. Kolejny turniej rozegramy w Łebie.