Swobodne bieganie - nowy sport ekstremalny

Nie bój się! Bądź szybki i zdecydowany. To nic, że pod tobą trzymetrowa dziura. Biegnij, skacz, jak chcesz głową na dół. Może i ciebie porwie "Boski Wiatr"?

Spotykamy się przed katowickim Spodkiem, jest sobotnie przedpołudnie. Chociaż to centrum miasta, na ulicy trudno kogoś zaczepić. "Rogal" rzuca plecak na schody i wkłada krótkie spodnie, "Gała" dla odmiany woli biegać w długich - wszystko dlatego, że kiedyś o mało co nie rozerwał się w pachwinach. Skoczył z dużej wysokości i nie zauważył, że na dole leży pozostawiony przez robotników pojemnik. W ostatniej chwili rozłożył nogi, a przed pełnym szpagatem (zrobić go i tak nie potrafi!) uratowały go spodnie, które był węższe i mocniejsze niż mięśnie i ścięgna.

Chwilę później do grupy dołącza też jej nieformalny szef i przywódca - "Adomai". Koledzy żartują, że jest ostatni, bo ma

najbliżej - przyjechał z Katowic. "Gała" i "Rogal" mieszkają w Czeladzi.

Na treningu pojawia się jeszcze kilka osób, m.in. "Dziki".

"Dziki" jest pierwszy raz, ale już po kilku minutach

wzbudza aplauz grupy. Niski, krótko ostrzyżony chłopak staje na betonowej poręczy schodów, które prowadzą na

koronę Spodka i z wysokości ponad trzech metrów szybuje głową w dół, w powietrzu robi jeszcze salto (przez plecy) i jak

kot bezpiecznie spada na nogi. Ludzie przystają na chodniku, łapią się za głowy i pytają: "Co to za film!?" - On się

szybko zabije - kiwa głową "Adomai".

"Adomai", czyli Jacek Horajski, "Rogal", czyli Bartosz Domagalik, i "Gała", czyli Artur Gajdka, mają po 18 lat - chodzą do jednej

klasy w Śląskich Technicznych Zakładach Naukowych.

Jacek nie może usiedzieć na miejscu. Trenował już siatkówkę, koszykówkę, karate. - Mam to po ojcu. Też dużo

trenował - kajaki, rzut dyskiem i oszczepem, zapasy. Wszystko po to, by mieć kasę i wyrwać się ze wsi - mówi bez

ogródek.

To właśnie Horajski na internetowym forum szkoły napisał kiedyś, że lubi biegać w dziwnych miejscach i szuka ludzi, którzy chcieliby się do niego dołączyć.

Chętni szybko się znaleźli - powstała grupa Shimpo, która połączyła wielbicieli "le parkour". - Shimpo to po japońsku kamikadze, a po naszemu "Boski Wiatr" - wyjaśnia Jacek. Skład grupy zmienia się właściwie co tydzień. Kolejni dołączają dzięki stronie internetowej www.leparkour.pl

- Nie każdy na początku rozumie, o co w tym wszystkim chodzi. Niektórzy przychodzą na trening, bo chcą rywalizować, a my chcemy po prostu pobiegać - mówi "Gała".

Grupa spotyka się zazwyczaj raz w tygodniu. Treningi odbywają się najczęściej wokół katowickiego Spodka lub w Czeladzi, na terenie jednego z przedszkoli. - Lepiej nie mówić gdzie, bo się ludzie zbiegną - tłumaczą chłopcy.

- To fajne miejsce, dużo murków, barierek, mały daszek - wylicza "Rogal". Mały daszek dobrze pamięta "Adomai". W czasie wykonywania jednego z trików nie zdołał złapać się jego krawędzi i zatrzymał się dobry metr niżej, trafiając kroczem w metalową rurę! - No, trochę bolało - krzywi się na samo wspomnienie.

Gdy pytam o kontuzje, chłopaki zaczynają łapać się za piszczele, łokcie, pachwiny, kostki. "Gała" pokazuje bliznę na nodze. Wspomina też swój skok z balkonu do ogródka. Uderzenie w ziemię z wysokości pięciu metrów było tak duże, że wbił się 20 cm w pulchną grządkę.

"Adomai" szybko jednak zaznacza, że nie o ekstremum w tym sporcie chodzi. - Takie rzeczy robi się na pokaz. Gdy pstrykamy zdjęcia czy kręcimy filmiki do internetu, tak naprawdę chodzi o to, żeby biec przed siebie, nie zważając na nic - podkreśla.

Co to jest le parkour?

Jego twórcą jest Francuz David Belle. Trenował gimnastykę, ale szybko go znudziła i zaczął biegać po lasach, wspinał się i przeskakiwał rozmaite naturalne przeszkody napotkane na drodze. Gdy przeprowadził się do Paryża, zamiast drzew przeskakiwał budynki, zamiast krzaków - murki. Tak zrodził się pomysł le parkour, który miał być jego własnym manifestem wolności. W 1988 roku na przedmieściach Paryża Bell z siedmioma przyjaciółmi założył pierwszą grupę le parkour Yamakashi. Francja do dziś pozostała głównym ośrodkiem tego sportu. Parkour od innych sportów ekstremalnych wyróżnia to, że jest pewnego rodzaju sztuką. Jako przeszkody można traktować wszystko - od doniczek na kwiaty przez barierki, murki aż po wszelakiego rodzaju budowle. Idealny parkour polegałby na biegu przez miasto w linii prostej i pokonywaniu wszystkich napotkanych po drodze przeszkód. W Polsce jest on jeszcze mało popularny. Funkcjonuje też pod nazwą free running, co dosłownie oznacza "swobodne bieganie".

ad

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.