Siatkówka. Rozmowa z Wojciechem Jurkiewiczem

Wojciech Jurkiewicz, zamiast na finał Ligi Siatkowej do Belgradu, pojechał do Szczyrku trenować z kadrą B. We wtorek natomiast ma się zameldować w Rzeszowie, gdzie Polacy będą walczyli w eliminacjach mistrzostw świata

Tadeusz Iwanicki: Nie dostaliście ani jednego wolnego dnia?

Wojciech Jurkiewicz: Gdy koledzy pojechali do Belgradu, my dołączyliśmy w Szczyrku do kadry B. Trenujemy w cyklu: poniedziałek-piątek, a weekendy mamy wolne. Trener Lozano dokładnie rozpisał tygodniowy plan i pracujemy według niego. We wtorek wieczorem mamy się zameldować w Rzeszowie. To znaczy ja, Piotrek Gacek, Daniel Pliński i Łukasz Żygadło.

Jak przeżyłeś półfinałową porażkę z Serbami?

- Trudno było to oglądać na spokojnie. Cóż, z każdej lekcji trzeba wyciągnąć wnioski i wykorzystać je w przyszłości. Trener Lozano miał w Belgradzie okazję poznać w boju naszą złą stronę, o której wcześniej tylko słyszał. Chociaż nie wiem, czy to jest dobre określenie - chodzi o psychikę, mentalność. Okazało się, że w najważniejszych momentach nie potrafimy rozstrzygnąć meczu na swoją korzyść.

W Rzeszowie zagracie o awans do mistrzostw świata. To kolejne wyzwanie, jeszcze większe od Ligi Światowej?

- Tempo jest bardzo duże. Liga Światowa miała być dla drużyny przetarciem przed najważniejszymi imprezami sezonu, a zrobiło się poważne granie. Występ w półfinale do czegoś zobowiązuje. Teraz przed nami bardzo ważne eliminacje i to u nas, w kraju. To dodatkowy element stresu.

Na zmianę macie granie i trening. A kiedy czas na wakacje?

- Oj, chyba nie w tym roku. Sezon z kadrą skończy się we wrześniu po mistrzostwach Europy, a zaraz potem trzeba będzie dołączyć do kolegów z klubu, którzy będą już w trakcie przygotowań do sezonu. Mam nadzieję, że znajdzie się kilka dni wolnych i będę mógł trochę odpocząć, pobyć z rodziną. Teraz wykorzystuję na to każdy wolny moment. Bywało tak, że przyjeżdżałem do domu na kilka godzin, żeby tylko zobaczyć, jak rośnie moja córka Ola. A rośnie, ma już pięć miesięcy. Dłuższych wakacji nie będzie, niestety. Chociaż niczego nie żałuję, bo z drugiej strony to zaszczyt być w kadrze.

W ciągu kilku tygodni w AZS-ie doszło do kadrowej rewolucji, zespół zmienił się nie do poznania. Co Pan na to?

- Słyszałem, słyszałem. Chociaż wiele na ten temat nie mogę powiedzieć, bo wiem tyle, co wyczytałem w gazetach. Od naszych zawodników grających za granicą próbuję się dowiedzieć czegoś więcej o tych trzech Amerykanach. Cóż, spotkamy się, potrenujemy, poznamy i wtedy będziemy wiedzieli wszystko.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.