Kluby żużlowej ekstraklasy inwestują w bandy

- Niech wezmą kredyt i nie czekają. Ja czekałem i straciłem wartościowego zawodnika - mówi Józef Dworakowski, prezes Unii Leszno szefom ekstraligowych klubów. Z Częstochowy i Bydgoszczy odpowiedź padła błyskawicznie. Z Torunia jeszcze nie.

Pierwszy jest prezes CKM Włókniarza Marian Maślanka i możliwe, że w najbliższym meczu ligowym w Częstochowie bydgoscy żużlowcy pojadą właśnie przy dmuchanych bandach. - Nie możemy czekać dłużej - mówi jeden ze świadków głośnego niedzielnego karambolu Krzysztofa Kasprzaka i Rune Holty prezes Włókniarza Marian Maślanka. W Lesznie właśnie powietrzna banda na łuku uratowała zdrowie a może i życie żużlowcom. Inna sprawa, która może skończyć się cywilnym procesem w sądzie to ta, że młodszy brat Kasprzaka i ojciec skopali winnego wypadku Holtę leżącego na torze, co pokazała telwizja Polsat. - Od poniedziałku prowadzimy negocjacje z Tonym Briggsem, który bandy produkuje i instaluje. Dzięki pomocy częstochowskiej firmy leasingowej, będziemy te bandy mieć - informuje Maślanka. Dołożą się też żużlowcy, którzy zapłacą za jeden z 46 elementów. Aktywni są też działacze w Bydgoszczy. - Negocjuję z warszawską firmą, która chce nam kupić bandy - nie kryje wiceprezes BTŻ Leszek Tillinger. - Niewiadomą jest tylko to, czy to będzie leasing czy kredyt i na ile lat. My oferujemy reklamę na stadionie. Sprawa jest zaawansowana. Dane naszego toru ma już producent Tony Briggs - dodaje.

Bandy złożone z dmuchanych materacy zakładane na dotychczas istniejący płot wokół toru, miały się w tym sezonie stać standardem na ekstraligowych obiektach w Polsce. Ich przydatność potwierdziły doświadczenia ligi angielskiej i Grand Prix: zawodnicy wpadający na powietrzną poduchę nie są narażeni na urazy tak bardzo jak w przypadku tradycyjnych band. Powietrze amortyzuje siłę uderzenia. Mecze sparingowe i treningi przed sezonem przypomniały po zimie, jak niebezpiecznie jest na polskich torach. Junior Arkadiusz Kalwasiński w Toruniu uderzył w bandę tak, że pękła mu miednica, złamał obojczyk i łopatkę. O startach a prawdopodobnie też w ogóle o powrocie na tor mógł zapomnieć doświadczony Rafał Dobrucki. Po zderzeniu z ogrodzeniem w Lesznie przeszedł drugą w życiu operację kręgosłupa po złamaniu trzech kręgów. To tylko część długiej listy przykładów ludzkich tragedii. - Gdybym był rozsądniejszy i nie czekał na "górę", gdybym poszedł swoją drogą, to miałbym wartościowego zawodnika, ale niestety Rafał uderzył w niezabezpieczony płot - mówi szef Unii Leszno. Czekał, jak inni działacze, na gwarancje władz polskiego żużla i Polskiego Związku Motorowego dla oferty leasingowej przygotowanej przez prezesa Włókniarza Mariana Maślankę i Atlasu Andrzeja Rusko. PZMot zaproponował swoje rozwiązanie: sześcioletni leasing z ratą 37 tysięcy rocznie (razem 222 tys.). I ten pomysł upadł. Dlatego Dworakowski stracił cierpliwość, choć jeszcze wiosną mówił: "nie jesteśmy rafinerią, nie stać nas na bandę" o działaczach najbogatszej w lidze Unii Tarnów, którzy bandę kupili jako jedyni. Klub z Leszno pożyczył 150 tysięcy a 62 wydobył z własnych rezerw. W ten sposób wypadek Kasprzaka i Holty nie skończył się makabrycznie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.