Fin Petteri Laurila, nowy siatkarz Jastrzębskiego Węgla dla ?Gazety"

Kupiłem już rozmówki polsko-fińskie, ale na razie boję się, że na waszym języku połamię sobie język - żartuje fiński rozgrywający Petteri Laurila. 32-letni siatkarz zamienił tego lata włoską serie A na występy w zespole z Jastrzębia.

Laurila ma na koncie mistrzostwo Włoch wywalczone przed trzema laty z Modeną oraz ponad 150 występów w reprezentacji swego kraju. W tym sezonie ma poprowadzić Jastrzębski Węgiel do tytułu mistrza Polski. W rozmowie z "Gazetą" Laurila popisał się sporą wiedzą o polskiej siatkówce, opowieściami o swoim rodzinnym kraju oraz ... ciętym dowcipem.

Piotr Płatek: Jak to się stało, że trafił Pan do Polski?

Petteri Laurila: Mój agent rozesłał moje CV do wielu klubów na świecie, w tym także do zespołów polskiej ekstraklasy. Działacze z Jastrzębia podjęli temat, byli konkretni, przekonujący i dlatego zdecydowałem się na ten właśnie klub. Tego lata oferty miałem z lig Austrii, Włoch, Turcji i oczywiście Finlandii.

Siatkówka chyba nie jest pierwszoplanowym sportem w Pańskim kraju?

- Najpopularniejsze są: hokej na lodzie, skoki narciarskie, zjazdy narciarskie, wyścigi samochodowe. Siatkówka zdobywa sobie coraz to nowych kibiców, jej popularność rośnie. Dodatkowym czynnikiem jest coraz lepsza gra naszej reprezentacji, którą od niedawna prowadzi Włoch Mauro Berruto.

Jak to się stało, że Pan zdecydował się na uprawianie właśnie siatkówki?

- Nie był to przypadek. Mój ojciec był siatkarzem, tyle, że grał tylko na poziomie trzeciej ligi. Ja w dzieciństwie próbowałem swoich sił w hokeju na lodzie oraz w piłce nożnej, postawiłem jednak na siatkówkę. Rodzice to moi najlepsi kibice, odwiedzali mnie we wszystkich krajach, gdzie grałem, myślę, że zajrzą też do Jastrzębia.

Polska nie jest dla Pana całkiem nowym miejscem na mapie?

- Bywałem w waszym kraju wiele razy, zwykle kończyło się to jednak na pobytach w hotelach i w sportowych halach. W 1994 roku miałem okazję zwiedzić Warszawę i przez tydzień pomieszkać w Zakopanem. Jastrzębie też nie jest dla mnie obce. W grudniu 2002 roku grałem w tym mieście w turnieju w barwach zespołu Cannes. W Polsce macie dobrych siatkarzy - znam Gruszkę, Stelmachów, Zagumnego, Gołasia i Świderskiego i... piękne dziewczęta.

W Finlandii przez lata pracuje polski trener Włodzimierz Sadalski. Pewnie Pan go zna?

- Oczywiście! Nazywamy go Vodek. Przez trzy lata był moim trenerem w zespole z Helsinek. Mogłem się przy nim wiele nauczyć, głównie dlatego, że wcześniej Vodek był też rozgrywającym. Był ostry, wymagający, dzięki niemu do dziś pamiętam kilka... całkiem brzydkich polskich słów (śmiech).

Słyszałem, że zna Pan sporo języków. Z polskim zatem chyba też nie powinno być trudności...

- Perfekcyjnie znam tylko fiński. Dobrze radzę sobie z włoskim, angielskim, szwedzkim, a trochę mówię też po niemiecku i francusku. Teraz biorę się za polski. Kupiłem już nawet rozmówki fińsko-polskie, ale chyba połamię sobie język. Jak to możliwe, że w pięcioliterowym wyrazie jest sześć spółgłosek (śmiech)? Ale obiecuję, że będę się starał...

W Polsce w sklepach Ikei pojawiły się stoły i krzesła o nazwie Laurila. Ma Pan z tym coś wspólnego?

- Zasadnicza uwaga - nigdy nie mieszajcie rzeczy fińskich ze szwedzkimi (śmiech). Ikea jest ze Szwecji, z Finlandii pochodzi natomiast Nokia (śmiech). Nie jestem w Szwecji zbyt popularny, więc te stoły nie są nazwane od mojego nazwiska (śmiech).

Proszę czytelnikom powiedzieć coś o swoim życiu prywatnym...

- Pochodzę z miasta Vantaa leżącego blisko Helsinek. Z tej samej miejscowości pochodzi też słynny kierowca Formuły 1 Mika Hakkinen. Od imienia Petteri mam przydomek Petsku. Moja dziewczyna Jaana pracuje w Fińskiej Federacji siatkówki, mam nadzieję, że będzie ze mną w Polsce, na ile jej obowiązki pozwolą. Moje ulubione jedzenie to makarony i duże wypieczone steki, a hobby - oglądanie telewizji na mięciutkiej sofie.

Copyright © Agora SA