- Zamiast finału marzeń będziemy mieć półfinał marzeń. Też dobrze. Każdy mecz przeciwko Brazylii jest świętem - twierdzi trener Jürgen Klinsmann. Ale to nie tylko święto. Niemcy chcą się zrewanżować za porażkę w finale mundialu i po raz pierwszy od 2001 roku pokonać drużynę z czołowej 15. rankingu FIFA. Mecze przeciwko Anglii, Argentynie, Hiszpanii, Włochom, Francji, Brazylii, Czechom, Holandii, a nawet Rumunii i... Bayernowi Monachium kończyły się, jeśli nie porażką, to najwyżej remisem. - Jasne, że chcę wygrać z Brazylią i zdobyć Puchar Konfederacji. Ale przede wszystkim chcę się dowiedzieć, czy zmierzam w dobrym kierunku - zastrzega Klinsmann, były mistrz świata i Europy, dla którego to pierwsza posada trenerska w karierze.
Na razie wszyscy go chwalą - Franz Beckenbauer, Ottmar Hitzfeld i Rudi Völler, po którym Klinsmann objął posadę. Najbardziej za dobór zawodników, młodych, bezkompromisowych, z wielkim talentem, choć wcale nie z najlepszych drużyn Bundesligi. 20-letni Lukas Podolski grał w tym sezonie w drugoligowym FC Köln, jego rówieśnik Per Mertesacker w przeciętnym Hannover 96, a Robert Huth był rezerwowym w Chelsea. Żaden z nich nie drży jednak przed Ronaldinho, Kaką, Adriano i Robinho czy znanymi z Bundesligi Zé Roberto i Emersonem. - Czuję lekkie podniecenie, ale o meczu przeciwko Brazylii marzyłem od powołania do kadry na Puchar Konfederacji. Nie ma dla piłkarza wspanialszego rywala - mówi Mertesacker. - Ronaldinho jest moim idolem. To najlepszy piłkarz na świecie. Nie mogę się doczekać, kiedy stanę naprzeciw niego - dodaje Podolski.
- Naprawdę trzeba mieć odwagę, żeby na środku obrony wystawić dwóch 20-latków - chwali "Klinsiego" menedżer reprezentacji Oliver Bierhoff, dodając, że trener nie ugiął się nawet wielkiej krytyce, jaka spadła na Hutha za słabe występy w barwach Chelsea w Lidze Mistrzów przeciwko Bayernowi, a także przeciwko Australii w Pucharze Konfederacji, w którym gospodarze stracili trzy gole. Dzięki temu zyskał oddanie zawodnika. - Ktoś, kto jak ja wyjechał za granicę w wieku 16 lat, musi być twardy. Nie dałbym się krytyce, ale trener potrafił sprawić, że ona mnie jeszcze wzmocniła, wzbogaciła jako piłkarza - twierdzi Huth na łamach "Kickera".
Młodzieżą (bo w składzie są jeszcze 23-letni Kevin Kuranyi i Andreas Hinkel oraz 21-letni Bastian Schweinsteiger, o ile wyleczy kontuzję) ma pokierować reżyser gry Bayernu Monachium Michael Ballack, któremu Klinsmann dał odpocząć w meczu z Argentyną.
Kłopoty trener Niemiec ma za to z najstarszymi kadrowiczami. Znów odżył konflikt między 36-letnim Oliverem Kahnem i o rok młodszym Jensem Lehmannem. Obaj są niezadowoleni, że Klinsmann jeszcze przed turniejem zadecydował, że w półfinale wystąpi drugi z nich, a w finale pierwszy. Kahn, choć dostał status bramkarza numer 1, chciałby wystąpić i w jednym, i w drugim meczu. Nie może przeboleć, że nie będzie go na boisku, kiedy koledzy będą brali rewanż za przegrany finał mistrzostw świata w 2002 roku. Zwłaszcza że to Kahn - najlepszy golkiper mundialu - akurat w finale dał plamę i po jego błędach gole zdobył Ronaldo.
Lehmann nie może pogodzić się z tym, że nie jest numerem 1. Na łamach dziennika "Kölner Stadt-Anzeiger" obwinił za to... grupę trzymającą władzę w niemieckim futbolu, którą według niego jest lobby Bayernu. To jego działacze mieli wpłynąć na Klinsmanna. A przecież Kahn puścił trzy gole w meczu z Australią. - Byłbym pierwszy, ale musiała się włączyć w to wszystko machina Bayernu. To samo przeżył kiedyś Oliver Bierhoff, któremu w podobnych okolicznościach odebrano opaskę kapitana reprezentacji - stwierdził Lehmann, wymieniając jako głównego lobbystę Franza Beckenbauera.
Rozwścieczyło to Kahna. - Czy dlatego zostałem wybrany trzykrotnie najlepszym bramkarzem świata, że działało lobby Bayernu? O czym on gada? Jestem bramkarzem reprezentacji, bo ciężko zapracowałem na sukces - złościł się w telewizyjnym studio.
Tymczasem trener Brazylii Carlos Alberto Parreira zapowiada koniec z eksperymentami i zbieraniem doświadczenia przez rezerwowych. Przeciw Niemcom mają zagrać sami najlepsi. Bo - jak tłumaczą obecni nad Renem brazylijscy dziennikarze - po porażce z Argentyną w eliminacjach mistrzostw świata i niepowodzeniach w Pucharze Konfederacji (porażka z Meksykiem, remis z Japonią) w kraju zbierają się nad Parreirą czarne chmury. W tej sytuacji każde trofeum, nawet tak drugorzędne jak Puchar Konfederacji, może się okazać zbawienne. Zwłaszcza gdyby po drodze, czyli w finale, udało się wziąć odwet na Argentynie. Porażka z Niemcami byłaby trzecią w ciągu dwóch tygodni.
Trener jest zmotywowany, ale czy motywacji starczy jego gwiazdorom, a przede wszystkim - czy starczy im sił? Adriano, Robinho, Ronaldinho i Kaka, którzy nie odpoczywali w meczu z Japonią, wyglądali wyraźnie na przemęczonych. - Wiem, że mają za sobą ciężki sezon. Ale to tak silni mentalnie piłkarze, że potrafią przezwyciężyć słabość fizyczną - pociesza się Parreira.
Niektórzy jego piłkarze stawiają jednak sprawę jasno. - Kocham futbol, wiem, że to turniej pełen wspaniałych drużyn, ale po prawdzie wolałbym być w tej chwili na Copacabanie i jeśli już, to pokopać plażową piłkę - mówi Emerson z Juventusu.
Niemcy: Lehmann - A. Friedrich, Mertesacker, Huth, Hitzlsperger - Frings - Deisler, Ballack, B. Schneider - Kuranyi, Podolski. Brazylia: Dida - Cicinho, Lucio, Roque Junior, Gilberto - Emerson, Zé Roberto - Ronaldinho, Kaka - Robinho, Adriano.
Mecz Niemcy - Brazylia w sobotę, a Meksyk - Argentyna w niedzielę. Obydwa o godz. 18 w ZDF, skróty o 23 w Eurosporcie
- Chyba dla każdego piłkarza na świecie mecz z Brazylią to coś nadzwyczajnego. To szczególny klasyk, jeśli się policzy, ile nasze kraje zdobyły Pucharów Świata. Poza tym mistrz świata zagra z wicemistrzem. Jest to dla nas jakaś okazja do rewanżu za finał mundialu w Azji, choć stawka, niestety, nie ta. Prawdziwy rewanż będzie możliwy dopiero za rok, w finale w Berlinie. W Jokohamie miałem wrażenie, że rozgrywam najlepszy mecz w karierze. Że lepiej grać już nie potrafię. Ale to nie wystarczyło, żebyśmy odnieśli sukces. Szkoda.
Dziś dziennikarze wypominają nam, że nie pokonaliśmy żadnej wielkiej drużyny. Ale jest też druga strona medalu: pod wodzą Juergena Klinsmanna nie przegraliśmy jeszcze z żadną wielką drużyną. Rok przed mistrzostwami świata to chyba dobry moment na zmianę generacji. Podolski, Huth, Schweinsteiger i inni - do nich należy przyszłość. Klinsmann natchnął ich pewnością siebie, w drużynie jest naprawdę świetna atmosfera, a to dobrze wróży. Ja się z nimi dobrze dogaduję, bo gram też z wieloma młodymi piłkarzami w Bundeslidze. Poza tym mimo wieku wiem, co to playstation, lubię sobie pograć, więc nie jestem dla nich starym piernikiem.