Komentarz Filipa Łazowego

Adam Fraszko, wychowanek toruńskiego klubu piętnaście lat temu był królem strzelców ekstraklasy. To zamierzchłe czasy, ale pewnych rzeczy się nie zapomina.

Tak, jak człowiek, który będąc dzieckiem nauczył się jeździć na rowerze, tak hokeista spędzający dziesiątki godzin na tafli lodu zawsze będzie wiedział jak ustawić się, aby skutecznie zakończyć akcję. Nawet jeśli mógłby teoretycznie być ojcem najmłodszych zawodników w zespole. Zgadzam się z kierownictwem klubu - nie jest to już perspektywiczny zawodnik. Ale zgadzam się też z samym hokeistą - z pewnością jest w stanie pomóc młodym, dopiero rozpoczynającym karierę sportową zawodnikom. Jego doświadczenie zdobyte podczas kilkunastoletniej gry w rozgrywkach ligowych ma tutaj spore znaczenie. I nie zmienia tego fakt, że w trakcie jego kariery na drodze pojawiło się kilka zakrętów, z którymi jednak w końcu sobie doskonale poradził. I jeszcze jeden aspekt - jak na lekarstwo jest w zespole zawodników wywodzących się z Torunia. Armie zaciężne zmieniają się regularnie, a Fraszko długo był niczym wizytówka toruńskiego hokeja. Nie chce się poddać, zrezygnować z walki o miejsce w zespole i zapomieć o hokeju. A takich zawziętych, ambitnych i walczących zawodników nigdy w drużynie za dużo.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.